środa, 31 grudnia 2014

Rozdział XV - Szlaban


Obudziłam się koło piątej, gdy mama wychodziła do pracy i nie mogłam już zasnąć. Czułam się już dużo lepiej. Wstałam i zapaliłam światło, by jego blask pomagał mi szwendać się po całkiem pustym mieszkaniu. Odkąd siostra jest na studiach, tato pracuje w Holandii, a mama ma pierwszą zmianę w fabryce pasty do zębów, każdy poranek spędzam samotnie i bardzo dobrze mi z tym.

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział XIV - Afterek

Rozdział XIV

- Soniu, przepraszam, że dopiero teraz oddzwaniam – powiedziała – słuchaj, zaraz ci wszystko opowiem, dobra?
- Sis... - odparłam, nie wiedząc co o tej sytuacji sądzić.
- Sis, wyjdź na zewnątrz – powiedziała, a ja wykonałam jej polecenie, po czym dodała – jesteś, widzę cię.
- A ty gdzie jesteś? - zapytałam rozglądając się dookoła.

piątek, 17 października 2014

Rozdział XIII - Kuzyni Aleksandra


Po chwili Olek nie grzebał już przy muzyce. Podszedł do grupy moich dziewczyn, do której właśnie dołączyłam i przywitał się kolejno z każdą z nas, podając swoje imię. Zastanawiające, biorąc pod uwagę, że zna przecież mnie i moją siostrę. Tamte dwie pewnie już dawno zaliczył a teraz zabiera się za nas. Ale przecież to nie jest ten typ chłopaka. On jest grzeczny, wycofany i nieśmiały. Przynajmniej w realu bo na fejsie się ośmiela. To wszystko się kupy nie trzyma.

wtorek, 16 września 2014

Rozdział XII - Przygotowania do osiemnastki

Od razu przepraszam, za dłuższą przerwę w dodawaniu kolejnych części ;)
Teraz postaram się znów dodawać co kilka dni tak jak wcześniej ;)
Jeśli komukolwiek będzie chciało się to czytać oczywiście :D



Widząc, że jest ze mną źle, siostra zabrała mnie do ubikacji. Nie pamiętam jak tam dotarłam. Pamiętam jednak, choć jak przez mgłę, klęczenie przy muszli i wszechogarniające poczucie ulgi po wyrzuceniu z siebie treści żołądka. Zdaje się, że byłyśmy tam długo, bo pod kinem czekała już na nas reszta ekipy z naszymi torebkami. Pamiętam, że Szymon trzymał moją, a Kacper Weroniki, lecz gdy wyprowadzali mnie z galerii, Patrycja powiedziała do Szymona „daj to, bo wyglądasz z tym jak pedał”.

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XI - Kamil

 Opowiem w końcu jak to było z tym Kamilem. Poznaliśmy się w trzeciej klasie podstawówki na wycieczce szkolnej. Sama nie pamiętam czemu się mną zainteresował, ale nie miało to dla mnie wówczas znaczenia, bo wielką dla mnie radością było to, że jakikolwiek chłopak zwrócił na mnie uwagę. Nie był zbyt przystojny, ale świetnie nam się gadało i mieliśmy straszliwą bekę zarówno na samej wycieczce jak i w autobusie w drodze powrotnej. 

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział X - Urwany film

Gdy podeszliśmy do gościa, który drze bilety, Weronika nabrała ochoty na popcorn. Szymon zaoferował, że jej kupi, a ona powiedziała, że sama sobie kupi jeśli da jej kasę. Poszłam z nią i przekonałam się czemu jej zależało żeby przyjść tam bez chłopaków. Wyraźnie flirtowała ze sprzedawcą popcornu o imieniu Piotr. Ja stałam obok i uczyłam się od mistrzyni podrywu.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział IX - Ścieżka do raju

 Odbyliśmy już w trakcie naszego związku kilka poważnych rozmów. Żadna jednak nie poskutkowała i nie sprawiła, że było tak jak dawniej. Gdy sięgam pamięcią nieco wstecz, sądzę, że popsuło się gdy zostaliśmy oficjalnie parą. Wtedy właśnie przestał się mną interesować a ja przestałam go kochać.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział VIII - Narnia

Iwona wysłała mi link do jakiejś piosenki. Druga wiadomość pochodziła od Adama i nakazywała mi napisać do niego gdy tylko wejdę na czat. Odpisałam i porozmawialiśmy chwilę o kampanii wyborczej, po czym zmył się. Byłam tak zmęczona śledzeniem i tenisem, że zasnęłam przed dziesiątą. 

środa, 30 lipca 2014

Rozdział VII - Tenis


- Podasz mi krawat? - zapytał, wskazując na szufladkę w drzwiach.
- Jasne – odparłam i przekazałam mu go. Uf, chodziło tylko o głupi krawat.
- Nie wiem czy lepiej bez, czy założyć – powiedział z taką bezradnością w głosie, że aż mi się go zrobiło szkoda. Jego ton głosu i sposób ekspresji pasowałby do osoby, której właśnie wymordowano całą rodzinę i wszystkich najbliższych.

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział VI - Autostopowiczka


Pomysł śledzenia mojego chłopaka mógł się wydawać szalony, naprawdę godny Iwony. Stwierdziłam jednak, że warto spróbować i przekonać się co mój boyfriend naprawdę robi po szkole. Poza tym to może być świetna przygoda.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział V - Kalimera

Miałam nadzieję, że chłopakiem, o którym mówi moja mama jest Michał. Ale pomyślałam, że gdyby to był on, to powiedziałaby, że to on, bo go zna. A ona wspomniała o „jakimś” chłopaku. Nie potrafiła opisać zbyt konkretnie jego wyglądu, ale jej określenia pasowały do Kamila. Tym bardziej, że naprawił mi internet.

środa, 2 lipca 2014

Rozdział IV - Shopping


Dzisiejszy wieczór zapowiadał się na typowy i nudny. Nic bardziej mylnego. Po obiedzie chciałam zasiąść przy komputerze w celu obczajenia nowości w świecie wirtualnych znajomości. Niestety nie mogłam się połączyć z siecią, co ogromną wywołało u mnie frustrację. Po wypróbowaniu wszystkich możliwości naprawienia tej usterki, poddałam się i rzuciłam z płaczem na łóżko. Czułam się, jakby moje życie straciło sens. Na szczęście miałam nieopodal ucha telefon, który w tym momencie stał się jedynym oknem na świat. Łudziłam się, że Weronika pamięta o mnie i do mnie zadzwoni.

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział III - Pierwszaczek

 Po wczorajszym dniu, bardzo dobrze mi się spało. Śniły mi się jakieś dziwne rzeczy, których nie umiem pozbierać do kupy. Ale była tam Weronika i był też ten kurdupel Szymon. Wtorek zapowiadał się na odpoczynek od dziwnych zdarzeń, takich jak te ze snu. I tak rozmyślając po przebudzeniu w łóżeczku przypomniałam sobie o zadaniu z matmy. Nie zrobiłam go wczoraj, a to wszystko przez wyjście do kina. To do mnie nie podobne, a to wszystko przez Werkę. Przed poznaniem jej, takie rzeczy mi się nie zdarzały. Zerwałam się na równe nogi i wyrzuciłam zeszyt i zbiór zadań na podłogę kładąc się na przeciw nim. Po zrobieniu dwóch zadań zaczęłam się zbierać do szkoły. Resztę zadań planowałam zrobić na przerwie.
Pierwsze dwie przerwy spędziłam na odrabianiu matematyki, toteż nikogo nie spotkałam. Następnie na polskim, wróciły wspomnienia z poprzedniej lekcji, którą niemal całą przemarzyłam o pierwszaczku. Po trzeciej lekcji zdarzyło się jednak coś nieoczekiwanego. Wychodząc z klasy, natknęłam się na swojego byłego (tak, tego z autobusu). Kamil podekscytowany zaczął wymachiwać przede mną swoim telefonem mówiąc, że koniecznie musi mi coś pokazać. Zgodziłam się zatem, idąc za nim na drugi koniec korytarza i rozglądając się za tajemniczym pierwszakiem. Zamiast niego jednak, przy schodach natknęłam się na swojego obecnego – Michała. Zwolniłam krok, spojrzałam wymownie na niego, a gdy już go minęłam i już chciałam odwrócić wzrok z powrotem na Kamila, usłyszałam głośne:
- Ej!
- Co! - odparłam zatrzymując się.
- Będziesz dzisiaj na gg? - zapytał Michał po chwili zastanowienia.
- Będę
- To dobrze. To sobie pogadamy.
- No dobra, to do wieczora – odpowiedziałam i dogoniłam Kamila, wchodzącego właśnie do Starbucksa.
Weszłam tam za nim i to co tam ujrzałam zbiło mnie z pantałyku. Przy stoliku pod oknem z jakąś dziewczyną na przeciwko siedział sobie słodki pierwszaczek. Ten sam który wczoraj się uśmiechał! Na szczęście siedział bokiem i był zajęty pogawędką z jakąś pulchną brunetką. Z chwilowego letargu wyrwało mnie wołanie byłego:
- No chodź tutaj!
Zorientowałam się, że to do mnie i przysiadłam się do niego, kątem oka kontrolując tajemniczego młodzieńca. Podczas gdy Kamil dotykał palcem ekranu swojego smartfona, obczajałam dzisiejszy ubiór tamtego chłopaczka. Te same vansy, zaś spodnie niebieskie – szkoda że nie pamiętam jakie miał wczoraj. Lecz dla odmiany zamiast kraciastej koszuli miał na sobie ciemnoszary, dziergany sweterek.
- Popatrz! - krzyknął mój chwilowy rozmówca, odwracając mą uwagę od wzorku swetra i przytknął mi swój telefon niemal do twarzy.
- Przecież widzę z daleka – odparłam odchylając się w tył. Gdy już ustawił go w znośnej odległości, dostrzegłam nasze wspólne zdjęcie sprzed około trzech lat.
- Fajne, nie? - zapytał – a patrz na to... - wrzasnął podniecony i przesuwając palcem po ekranie ukazywał kolejne zdjęcia. A to ze szkolnego przedstawienia, a to z ogniska u księdza, a to z wycieczki szkolnej
- Super. Fajne fotki – odpowiedziałam mu z ostentacyjnym zażenowaniem, kładąc nogę na nogę i zwracając się przodem do pierwszaczka. Dopiero po chwili Kamil się zorientował, że nie oglądam już jego zdjęć.
- Sprzątałem w kompie wczoraj i znalazłem. Myślałem, że się pośmiejemy
- Nie, to nie jest śmieszne – powiedziałam mu cichutko, starając się nie zwracać na siebie uwagi przy tajemniczym nieznajomym – Ty nie jesteś śmieszny i te twoje ciągłe foszki i zmiany nastrojów i poglądów – mówiłam szykując się do wstania – teraz się spieszę, ale dokończymy wieczorem na facebooku.
- Jeśli mnie odblokujesz – odpowiedział coś w tym stylu, lecz nie miało to żadnego znaczenia, bo w tym momencie ci spod okna wstali i szli w stronę wyjścia czyli w naszym kierunku. Właściwie to tylko ta pulchna poszła, bo obiekt mego zainteresowania wystawił Kamilowi rękę i przywitał się z nim jak z najlepszym przyjacielem. Cóż za nietakt! Czy on nie wie z kim się przywitał? Już drugiego dnia „znajomości” tak sobie u mnie zapunktował... na minus. Zamurowało mnie totalnie, bo ta sytuacja była co najmniej dziwna. Czekałam aż Kamil zasugeruje mi czy mogę już odejść, gdy tymczasem inicjatywę przejął chłopiec w szarym sweterku mówiąc:
- Nie przedstawisz mnie swojej koleżance?
W tym momencie stwierdziłam, że odpokutował już swe winy i że wszystko teraz potoczy się po mojej myśli. Nic bardziej mylnego.
- Nie – odparł Kamil – nie widzę tu żadnej swojej koleżanki.
- A ta tu? - Zapytał pokazując na mnie bezczelnie palcem.
- A nie, to tylko moja była – zażartował wywołując u mnie taką wściekłość, że aż go kopnęłam w kostkę – no dobra, dobra, ja już sobie idę a wy się przedstawcie sobie sami.
- Sandra – wypowiedziałam, odruchowo wyciągając dłoń do uścisku i spoglądając mu prosto w oczy, które chwilę później skierował wprost na mnie, kierując rękę w stronę mojej. Spojrzenia nasze skrzyżowały się na ułamek sekundy nim wylądowały wstydliwie na butach, lecz w tym krótkim momencie odczułam cały ten czar, który prześladował mnie od wczoraj.
- Aleksander – odpowiedział, po czym przerwał uścisk i poprawił swą torbę. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie, w całym budynku zabrzmiał przeraźliwy dzwonek oznajmiający koniec przerwy. - co masz teraz? - zapytał, gdy rozległa się głucha cisza
- Biologię – odrzekłam, powoli ruszając w stronę wyjścia.
- Na dole czy na górze?
- Na górze – odpowiedziałam zastanawiając się jakie to ma znaczenie i dlaczego pyta o tak dziwne rzeczy.
- To fajnie – odparł – bo ja mam obok chemię. Chodźmy zatem – powiedział z bananem na mordzie, wykonując ruch ręką wskazujący kierunek marszu.
- A ile masz dzisiaj lekcji? - zapytał swym delikatnym, subtelnym głosikiem.
- Siedem, a ty? – odparłam.
- Sześć.
Zdawało się, że zapadła niezręczna cisza, jednak udało mi się ją przerwać pierwszym pytaniem jakie przyszło mi do głowy.
- Skąd znasz Kamila?
- Poznałem go przez Patryka – odpowiedział po chwili namysłu – ale średnio się znamy.
I znowu cisza. Mijając pokój nauczycielski dostrzegłam ogłoszenie na temat wymiany ze szkołą z Larisy.
- O, zobacz! - krzyknęłam, wyraźnie go onieśmielając – za dwa tygodnie przyjeżdżają Grecy na wymianę.
- Wiem – odpowiedział – będę miał nawet swojego Greka.
- Tak? I będzie u ciebie w domu?
- Tak, będzie. Ogólnie to się interesuję Grecją – kontynuował wywód stąpając po schodach – ostatnio nawet coraz bardziej. Ale o tym może pogadamy następnym razem.
- No jasne, powodzenia na chemii. Do później!
I poszedł sobie na tą chemię, a ja wtopiłam się w tłum drugoklasistów z biolchemu który wsunął się powoli do sali numer 41. Z nikłym zainteresowaniem słuchałam wywodów na temat budowy krwi oraz rodzajów krwinek, aczkolwiek zanotowałam wszystko, choć rysunki w mych notatkach dalece różnią się od tych na tablicy. Pod koniec lekcji kompletnie się wyłączyłam i myślałam o wymianie słów i spojrzeń z Aleksandrem, podczas gdy nauczycielka prowadziła wykład o tym jak zdemoralizowana i nieznośna jest współczesna młodzież.
Niestety głupia baba przytrzymała nas dłużej w klasie, więc gdy już łaskawie nas wypuściła, klasa Aleksandra była już dawno na dole albo na drugim końcu korytarza. Podążając schodami, dostrzegłam na korytarzu siostrzyczkę, lecz jak zwykle nie miałam odwagi krzyknąć. Zbiegłam więc na piętro, lecz jej już tam nie było. Rozejrzałam się dookoła, zajrzałam na środkową klatkę, wyciągnęłam telefon i podążając w stronę Starbucksa odtwarzałam w pamięci rozmowę z Aleksandrem.
W połowie przerwy usiadłam na podłodze w pobliżu osób z mojej klasy i znów myślałam o Aleksandrze. Zastanawiałam się jak zainicjować kolejne spotkanie lub kolejną rozmowę z nim. Nie odważyłabym się sama do niego podejść, a nie będę wykorzystywać Kamila do zainicjowania spotkania. Po pierwsze dlatego, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego, a po drugie chcę uniknąć jego wnikliwych pytań.
Dopiero na kolejnej przerwie udało mi się spotkać Weronisię. Stanęłyśmy przy automacie i zamieniłyśmy raptem kilka zdań. Gdy opowiadałam jej o spotkaniu z Kamilem, ona wzrok miała wbity gdzieś w dal korytarza. Udawałam, że nie przejmuję się tym, że mnie nie słucha i kontynuowałam, gdy nieoczekiwanie zza mych pleców wyłonił się chłopiec w dzierganym sweterku. To właśnie jego Weronika tak obczajała, a on minął nas obojętnie i zszedł delikatnie po schodach, trzymając się prawą ręką poręczy, a lewą przytrzymując torbę. Co więcej, Weronika oburzyła się na mnie przez to, że wspomniałam o Kamilu. Powiedziała, że nie ma zamiaru o nim rozmawiać i dziwi się, że zadaję się z kimś takim. Nie mogłam jej powiedzieć, że jest moim byłym i że z jakiegoś powodu nie daje mi spokoju. Przez parę tygodni od niego odpoczywałam, a teraz pojawił się znowu i co gorsza pokazując mi kompromitujące zdjęcia z gimnazjum czyli z czasów, gdy byłam młoda i brzydka (teraz jestem tylko brzydka). I było mnie wtedy więcej. Teraz muszę ustalić co łączy moją siostrę z moim byłym oraz... z moim przyszłym.

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział II - Kino

 Niedzielny poranek spędziłam w łóżku udając, że wciąż śpię, a tak naprawdę rozmyślając nad rzuceniem Michała. Pomimo wszystkich niedogodności jakie temu związkowi towarzyszyły zdecydowałam się na razie go nie kończyć. Bycie dziewczyną Michała poprawiało w mym mniemaniu mój status społeczny i pozycję w hierarchii szkolnej. Choćby przez to, że pojawiałam się jako jego osoba towarzysząca na wielu imprezach, o których nawet bym nie wiedziała (a co dopiero mogłabym marzyć o byciu zaproszoną na nie) gdyby nie on. Tam poznałam wielu ciekawych ludzi, którzy polubili mnie za moją szczodrość i uprzejme usposobienie. Byłam bowiem pozytywnie nastawiona do każdego i chciałam poznawać jak najwięcej znajomych i być przez nich lubiana aby poprawić swą pozycję w tym stadzie jakim jest społeczność szkolna.
Po śniadaniu i prysznicu zabrałam się za odrobienie zadań domowych, zaś po obiedzie usiadłam przy swoim laptopie. Bardzo się zdziwiłam, gdy spostrzegłam, że napisało do mnie sześć osób. Wśród nich nie było jednak Werki, co zmartwiło mnie do tego stopnia, że odechciało mi się nawet czytania nowych wiadomości. Po chwili jednak wyczytałam w powiadomieniach, że ktoś wrzucił zdjęcia, na których została oznaczona. Z przerażeniem w oczach przejrzałam trzy prawie takie same zdjęcia robione z rąsi i przedstawiające świeżo upieczone siostry. Zdjęcie numer jeden, okraszone podpisem „sisters” zebrało aż 23 lajki. Dużo jak na trzy godziny. Sama również dołożyłam swojego, po czym zaprosiłam siostrę do znajomych.
Jeszcze przed zaśnięciem rozmyślałam nad rozstaniem. Głównym argumentem przeciw było jednak to, że nie chciałam być sama. Rozmyślałam zatem kto mógłby zastąpić Michała, jednak ci, którzy przychodzili mi do głowy dzielili się na zajętych, za fajnych, nienadających się (czyli niedostatecznie fajnych) albo niezainteresowanych stałym związkiem. Te przemyślenia przerwał jednak dzwoniący telefon. W pierwszej chwili pomyślałam, że to poranny budzik, jednak zorientowałam się, że jest jeszcze ciemno i podniosłam telefon z nadzieją, że będzie to Weronika. Nadzieja ta urosła jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam, że dzwoni jakiś numer, którego nie mam zapisanego w kontaktach. To musiała być ona!
- Halo?
- Halo? Cześć siostra! Mam nadzieję, że nie obudziłam!
- Nie, skądże. Właśnie kładłam się spać. Możemy pogadać chwilę.
- Nawet musimy – odparła ze znaną nam już stanowczością Wera – jutro widzimy się w szkole, rozumiesz? Rano mam WF, więc proponuję na długiej przerwie, co ty na to?
- Dobrze. Tylko co my będziemy robić?
- To co robią przyjaciółki. Usiądziemy i pogadamy. Podzielimy się jakimś drobnym jedzonkiem. Co jadasz w szkole?
- Nie wiem... - odpowiedziałam wyrażnie nie spodziewając się takiego pytania – różnie... jogurty... marchewki...
- Marchewki? Super! Przynieś mi jutro marchewkę zatem.
- Dobrze... - zgodziłam się lekko zaspanym tonem.
- To do jutra. Papa.
Rozłączyła się, więc mogłam w spokoju zasnąć. Następnego dnia otrzymałam na drugiej lekcji smsa z informacją gdzie mam czekać na długiej przerwie. Zjawiłam się w wyznaczonym miejscu gdy tylko pozwolono mi opuścić klasę po trzeciej lekcji. Po minucie samotnego siedzenia na ławeczce przy bibliotece, zaczęłam się niepokoić i wyciągnęłam telefon. Zadzwoniłam do Werki, lecz ta nie odebrała. Wysłałam smsa i ponownie zadzwoniłam. Niestety ponownie skazana byłam na wysłuchanie jej grania na czekanie w postaci jakiejś dziwnej piosenki. Wstałam i rozejrzałam się, wyjrzała przez okno po czym zajrzałam do biblioteki i chciałam powrócić na ławeczkę, lecz siedziała już na niej para metali z którejś maturalnej klasy. Oparłam się zatem o parapet przy sąsiednim oknie oglądając szkolne boisko i wyciągnąwszy telefon myślałam co z nim zrobić: zadzwonić czy napisać. Wnet poczułam jak ktoś mną potrząsa. Odwróciwszy się, ujrzałam roześmianą buźkę Werki.
- O, jesteś już! - wrzasnęła, przytulając mnie i niemal wbijając w parapet.
- Tak, siostrzyczko, czekam od początku przerwy.
- Oj przepraszam, Słońce, nie gniewaj się. Byłam w męskim na fajce.
- Palisz? - zapytałam zszokowana, rozglądając się po korytarzu pełnym pierwszaków.
- Widzisz tę sylwetkę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, gładząc się jedną dłonią po biodrze, a drugą opierając o przyjaciółkę, lustrując tymczasem jakiegoś pierwszaka, który z wielkim zainteresowaniem ją obserwował – to zasługa kuracji nikotynowej. Od września schudłam piętnaście kilo.
- No dobra, ale palenie szkodzi na cerę i na zęby i na płuca i powoduje raka...
- Raka, sraka – przerwała jej Wera – wszystko dookoła jest rakotwórcze. Jak jest ci pisany rak to i tak go dostaniesz. A ja mam zajebistą cerę i nieskazitelny uśmiech – mówiąc to wyszczerzyła się sztucznie – i niech mi ktoś powie, że palenie jest niezdrowe! Zdrowe jest, bo od niego się chudnie.
Ten interesujący wywód przerwał jej dzwonek, który w ciągu kilku sekund spłoszył wszystkich pierwszaków pod klasy. Po kilkunastu sekundach słuchania dzwonienia, odsunęłam się od parapetu, a gdy już chciałam się żegnać, Weronika przyciągnęła mnie do siebie i powiedziała na ucho:
- Dzisiaj o siedemnastej pod kinem. Będą fajni ludzie, zobaczysz.
I sobie poszła.
Na kolejnej lekcji myślałam o wielu rzeczach, ale z pewnością nie o matematyce. Lewa ręka bezwolnie kreśliła po zeszycie jakieś liczby i symbole, podczas gdy umysł zastanawiał się, dlaczego Weronika zaprosiła mnie do kina. I na jaki pójdziemy film? Kto jeszcze tam będzie? Kim są ci „fajni ludzie”? Czy usiądziemy na kanapach z tyłu? Wszystkie te pytania zawarłam w smsie, który pod ławką zdołałam napisać i przesłać do siostrzyczki pod koniec lekcji. Po dzwonku wytoczyłam się zamyślona z sali jako jedna z ostatnich osób z klasy. Zbliżając się do automatu przy schodach, spojrzałam na jednego z tych szalejących po korytarzach pierwszaków, który właśnie podchodził do automatu. Gdy zorientowałam się, że to ten sam dzieciak, który na poprzedniej przerwie przyglądał się nam gdy rozmawiałyśmy o paleniu, zachichrałam się lekko pod nosem, na co on odpowiedział delikatnym uśmiechem, który wydał mi się jakby... zalotny. Przeszłam obok niego, zatrzymując się przy schodach i zastanowiłam się, czy przypadkiem mój atak śmiechu nie został przez niego odebrany jako zachęcający do flirtu uśmiech. Tak samo zalotny jak ten jego.
Po krótkiej chwili chłopak odszedł od automatu z papierowym kubeczkiem wypełnionym kawą, a jego miejsce przy maszynie zajęłam ja, by kupić to samo co on, jednak gdy schyliłam się by nacisnąć guziczek, ujrzałam w dolnej szparce 30 groszy. Pomyślałam wnet, że oddam poprzedniemu klientowi resztę jaką mu wydano i chwyciwszy ją w lewą dłoń, podeszłam żwawym krokiem za róg, gdzie znajdowały się stoliki, przy których zazwyczaj spożywano posiłki i napoje. Miejsce to nazywano w szkole kawiarnią, choć supernowoczesne pierwszaki określały ją mianem „Starbucksa”. Tam jednak, na jedynym zajętym stoliku dostrzegłam siedzącego tyłem do wejścia, niepozornego chłopca, któremu towarzyszyły trzy dziewczyny (zapewne pierwszaczki) zajmujące pozostałe miejsca przy czteroosobowym stole. Widząc to, szybko wyskoczyłam z kawiarni i przymknęłam za sobą drzwi, myśląc sobie: „Boże, dobrze, że mnie nie zauważył! Jestem idiotką”. Wracając do automatu dodawałam do tego jeszcze „gdyby nie te suki... gdyby nie te suki to bym mu oddała te drobne. Teraz każda jest mu winna 10 groszy”.
Na kolejnej lekcji, zamiast słuchać kolejnej niezwykłej opowieści, wygłaszanej przez swoją ukochaną polonistkę, o tym jak w Rzymie spotkała Piotra Kupichę, myślałam ciągle o tym słodziutkim uśmiechu słodkiego pierwszaczka. Chłopak nie był może nadzwyczajnie przystojny czy ładny, ale miał ten niesamowicie słodki uśmiech, którym sporo nadrabiał. Był średniego wzrostu, może trochę poniżej 180 cm i miał bardzo ciemne, niemal czarne oczy. Prawie tak ciemne jak jego włosy, których ułożenie można by opisać jako marną podróbkę Justina Biebera. Miał na sobie vansy... czarne lub niebieskie... w każdym razie jakieś ciemne. I niebieską, kraciastą koszulę. Niebiesko-zieloną... I niebieskie rurki... albo zielone. W każdym razie na pewno dopasowane pod kolor koszuli. A zamiast plecaka miał zarzuconą na ramię czarną torbę. „Może pedał” pomyślałam, zbierając do kupy wszystkie elementy jego krótkiej charakteryzacji. Ale jego spojrzenie było na tyle niepowtarzalnie głębokie, przeszywające ją całą od stóp do głów, że nie sposób było o nim zapomnieć. Co chwilę materializowały mi się w głowie te czarne paczałki. Nawiedzały mój umysł również na następnej lekcji a także potem, gdy wracałam pieszo do domu, gdzie czekały na mnie ruskie pierogi.
Już o szesnastej wyłączyłam komputer i otworzyłam szafę. Niełatwo było wybrać odpowiedni strój na tę okazję, wszak nieczęsto zdarzało mi się wychodzić ze znajomymi. Choć w tym przypadku wychodzi z nieznajomymi. Tym bardziej zatem zależało mi na zrobieniu jak najlepszego pierwszego wrażenia. Pół godziny zajęło mi ubranie się i pomalowanie. W pośpiechu wyszłam z domu, zapominając o popsikaniu się perfumami, co uświadomiłam sobie dopiero w połowie drogi. Druga połowa drogi minęła mi na poszukiwaniu jakichkolwiek perfum w torebce. Czekając na zielone światło przed galerią, wyciągnęłam telefon, w którym widniał sms od nieznanego numeru o treści „będziesz?”. Minutę później byłam już na wprost bocznego wejścia, przy którym siedziały na ławeczce trzy dziewczyny otoczone kółeczkiem znajomych. Jedna z siedzących wtrąciła się w rozmowę grupy krzycząc ostentacyjnie „idzie!”. To było o mnie. Krąg stojących obrócił się twarzą do mnie, a składał się on z Weroniki i dwóch niewysokich chłopców (jeden był mojego wzrostu a drugi nawet niższy).
- Cześć. Jesteś wreszcie. Teraz muszę cię opierdolić, bo bilety odbiera się najpóźniej piętnaście minut przed seansem, a ty przyszłaś za pięć. W dodatku nie upewniając nas o przyjściu. Nieładnie. A teraz poznajcie się.
- Jestem Szymon – powiedział ten niższy wyciągając dłoń
- Kacper – bąknął ten drugi. Swoją drogą zdawało mi się, że skądś go kojarzę.
Następnie podeszłam do powstającej na mój widok z ławki trójcy.
- Alicja
- Paulina
- Basia
Pomyślałam, że będzie dobrze jeśli zapamiętam wszystkie. A gdy trójca i chłopaki poszli przodem, Werka przytrzymała mnie i wręczając bilet powiedziała:
- Szymuś nam kupił bilety. To bardzo w porządku z jego strony. Ma bogatych rodziców. Jego ojciec jest sędzią a mama adwokatem. Albo adwokatką. W każdym razie dobrze zarabia kimkolwiek by nie była.
- Okej...
- Kupisz mi popcorn? - zapytała przechodząc koło bufeciku.
- Bierzemy duży na spółę – odparłam zdecydowanie.
Gdy kupowałyśmy, reszta już zajmowała miejsca w sali, więc wchodząc musiałyśmy uporać się już z panującą wszędzie wokół ciemnością. A towarzyszy wytropiłyśmy świecąc sobie telefonem. I jako że szłam ostatnia, usiadłam na najgorszym miejscu – z brzegu. Ale przynajmniej koło Wery.
- Ej, weź mi sprawdź ile ten film trwa i o której mam powrotny autobus.
- Szóstka czy ósemka? - zapytałam wyciągając telefon
- Obojętnie.
- Sorki, ale tu nie ma wifi
- A nie masz normalnego internetu w telefonie? Biedactwo. To co ty robisz jak ci się nudzi na religii lub na niemieckim?
- Robię zadania z matmy i z chemii.
- A na przerwach?
- Gadam z koleżankami.
- A w drodze z i do szkoły?
- Słucham muzyki.
- A przed zaśnięciem?
- Czytam albo myślę. A ty w każdej z tych sytuacji siedzisz na fejsie?
- Nie siedzę. Wchodzę i wychodzę. Sprawdzam tylko czy coś się dzieje ciekawego. Wiem, że jestem uzależniona. Ale dopiero gdy jestem na komputerze, to daje o sobie znać. - opowiadała grzebiąc w międzyczasie w telefonie – Przeglądam profile ludzi, znajomych, znajomych znajomych, gwiazd i w ogóle. Sprawdzam kto komu komentuje i lajkuje, ile kto ma lajków... Ale teraz nie mam na to czasu.
Ja tymczasem nieśmiało pobierałam z kubełka po jednej kuleczce popcornu. Reklamy się skończyły i na widowni zapadła cisza. Prócz grupy licealistów, na sali była jedynie para gimbusek siedząca w ostatnim rzędzie. Czyli tuż nad nami. Po wyświetleniu się na wielkim ekranie loga producenta filmu, z rzędu wyżej dały się słyszeć dwa syczące odgłosy – jeden po drugim. Zabrakło mi jednak śmiałości żeby spojrzeć na gimbuski w celu określenia źródła owych dźwięków. Chwilę później wszystko się wyjaśniło.
- Już czas – powiedział któryś z chłopaków i dziewczyny wyciągnęły ze swych toreb piwa.
Ze zdumieniem patrzyłam jak rozdają je chłopakom (którzy nie noszą torebek więc nie mają jak przemycać alkoholu).
- A ty nie wzięłaś piwa? Gdybyś się nie spóźniła to byś zdążyła skoczyć z nami do sklepu. Mam dwa. Chcesz jedno?
- Nie... - odpowiedziałam, choć po chwili zmieniłam zdanie i dodałam „tak”.
Wzięłam je i sączyłam przez pół filmu. Gdy dopijając je zastanawiałam się gdzie umieścić pustą puszkę, Weronika szepnęła:
- Gimbuski poszły na dół. A to oznacza że...
- Że?
- Zwolniły kanapy! Idziemy na kanapy! - wrzasnęła na cały głos, aż gimbuski z wrażenia podskoczyły i pobiegły w górę.
Zaczął się wyścig, jednak nasza grupa szybciej dobiegła na kanapy jako że miała bliżej, a swoje zwycięstwo ukoronowałyśmy tryumfalnym rzutem kurtkami gimbusek na niższe rzędy. W tym zamieszaniu doszło do przetasowań i tak Kacper siedział z Werą, a Paulina i Basia ściskały się na jednej z Szymonem. Do mnie przysiadła się zatem Alicja. Od tej chwili bardziej niż filmem, byłam zainteresowana wzajemnymi umizgami Kacpra i Werki. Zastanawiało mnie, że ta szkolna piękność kręci z przeciętnej urody pierwszakiem. Uważnie przyglądałam się każdemu ich ruchowi. Najpierw karmiła go popcornem – naszym wspólnym popcornem! Szturchnęłam ją, prosząc o przestawienie kubełka między nas, lecz ten był już niemal pusty. Niesamowicie zdenerwował mnie ten ironiczny wybuch śmiechu Kacpra, tak jakby było coś śmiesznego w tym że wszamał mój popcorn. Wciąż zastanawiałam się skąd go znam. Gdzieś już słyszałam ten śmiech... Przez kilka kolejnych rzutów okiem szeptali, sobie coś do ucha, aż przy kolejnym spostrzegłam, że ona już nie mówi do jego ucha, lecz je ssie. Totalnie niezainteresowana komentarzami Ali do filmu oraz nim samym, patrzyłam jak ma siostra schodzi wargami niżej, na szyję, dłoń zaś trzymając na jego udzie. On zaś zachęcony jej pieszczotami wsunął od dołu dłoń pod jej koszulkę i powoli sunął nią w górę, lecz nim dotarł do biustu, ku któremu zapewne zmierzał, chwyciła obie jego ręce swoimi, ścisnęła mocno i popatrzyła głęboko w oczy. Kompletnie nieświadomi tego, że są obserwowani z obu stron, pocałowali się, choć pocałunek ten trwał zaledwie kilkanaście sekund. Po nim zachowywali się zupełnie inaczej niż jeszcze chwilę wcześniej. Droczyli się po przyjacielsku, łaskotali nad biodrem, bili czyjąś pustą plastikową butelką po głowie i karmili snickersem (choć to akurat było całkiem słodkie).
I tak minęła końcówka filmu. A po nim wszyscy zebraliśmy się za galerią. Prawie wszyscy...
- Gdzie Wera? - zapytałam.
- W toalecie z Basią.
- Czy wy kobiety zawsze musicie chodzić do kibelka parami? - zapytał Szymon
- Typowe męskie pytanie – odparła Paulina – wy po prostu nigdy nie zrozumiecie nas kobiet. O, idą nasze kobiety.
- To gdzie idziemy zajarać? Nad rzekę? - zapytał Kacperek.
- Tak.
- To idziemy.
I gdy tylko nas dogoniły, cała grupa ruszyła zajarać nad rzeką. Miałam nadzieję, że nie będę jedyną niepalącą w towarzystwie. Usiadłszy przy brzegu rzeczki w półkolu, zaczęły wyciągać papierosy. Kacper też wyjął. Wtedy mnie olśniło.
- Już wiem skąd cię znam!
- Mnie? Skąd?
- Byłeś kiedyś w damskim u nas w szkole. Wyszłam z kabiny i chciałam się na ciebie wydrzeć, że to damski i żebyś poszedł do męskiego. Ale zanim odważyłam się odezwać, ty zapytałeś czy mam ognia...
- Nie pamiętam. Ale mogło tak być. Ale już nie chodzę do babskiego, bo mnie kiedyś tam Mariolka zdybała i myślała, że dziewczyny tam podglądam. Przecież nie mogłem powiedzieć, że wpadłem tam zajarać.
- Mogliby zrobić u nas w szkole palarnię a nie.
- A ty nie palisz? - zapytała Werka Szymka.
- Nie, no coś ty.
- Od kiedy?
- Od zawsze. Wtedy u Kacpra to był wyjątek.
- U Ewki też był wyjątek?
- Tak. I u Julki i jeszcze gdzieś tam.
- To co, teraz na jakieś piwko idziemy?
Bardzo mnie to zdziwiło, wszak dopiero co jedno wypiliśmy w kinie. W domciu czekało na mnie kilka zadanek z matmy i list na angielski. I przygotować się na polski. Szybko wyliczyłam, że zajmie to dwie godziny a więc przy założeniu że zasnę o północy, wrócić mogę do domu koło dziewiątej (godzina na mycie i inne takie). W międzyczasie wybrano miejscówkę do picia. Basia jako że była z lutego i miała już dowód, zebrała hajs i kupiła każdemu po piwku, które wypiliśmy w ich ulubionej miejscówce nad rzeką znanej pod nazwą Pustynia. Po ósmej, nasi towarzysze zaczęli się rozchodzić, a Szymon poszedł w tym samym kierunku, co ja. Zaproponował mi, że odprowadzi mnie na przystanek, od którego dzieliło nas jakieś pięć minut drogi.
- Skąd znasz Weronkę? - zapytałam nieśmiało, szukając tematu do rozmowy.
- Ze szkoły. Konkretnie to poznałem ją przez Alę, bo ona chodzi ze mną i z Kacprem do klasy a z Werą się koleguje. Teraz się pozmieniało. Ze mną się przyjaźni, a z Alą to tak tylko trochę się kumpluje.
- Przyjaźni? Nie wiedziałam. Nie mówiła mi nigdy o tobie.
- Długo się znacie?
- Dwa dni niecałe.
- Dwa dni? To pewnie niewiele ci zdążyła powiedzieć. Dwa dni? I już mówicie o sobie „siostry”?
- No wiesz, to się czuje... takie braterstwo dusz.
- W waszym przypadku siostrzyctwo.
- Exactly.
- I przeze mnie poznała Kacpra.
- No właśnie... to coś poważnego?
- Nie wiem, to nieprawdopodobne że Kacper wyrwał taką laskę. Nie wydawał mi się być takim alvaro...
- A po niej się nie spodziewałam, że zwraca w ogóle uwagę na młodszych.
- A co to zmienia, że jest młodszy?
- Nic, ja też nie mam nic przeciwko młodszym – powiedziałam licząc na to, że odbierze to właściwie.
- Ani ja przeciwko starszym – odpowiedział jakby zalotnie, przekonując mnie o tym, że zrozumiał mnie zgodnie z moją intencją.
- To mój przystanek – powiedziałam, wskazując głową na wiatę, po czym odwróciłam się i dodałam – a to mój autobus.
- A może odprowadzę cię do samego domu? - Zapytał smutno spoglądając na nadjeżdżający autobus. - Gdzie mieszkasz?
- Na Dąbrowskiego.
- To faktycznie, kawałek stąd.
Autobus stanął w zatoczce i otworzył swe wrota. Po pożegnalnym hugu, Szymon odszedł powoli i wyciągnął telefon, a ja postawiłam lewą nogę na niską podłogę autobusu, lecz wtem mym oczom ukazało się dwóch siedzących na tyłach chłopaków, z których jeden z nich to mój były. Drugą nogę w ostatniej chwili wycofałam z wrażenia i nie wiedząc jak wejść i pozostać niezauważoną, w ostateczności straciłam równowagę i spadłam na chodnik, po czym pobiegłam rzucając się w objęcia Szymona, który słysząc hyc o chodnik mimowolnie odwrócił się i w momencie wtulenia się, wypuścił swojego iphone'a.
- O Boże, tam był kanar! - krzyknęłam nie wiedząc jak usprawiedliwić swoje durne zachowanie, choć to był akurat słaby argument.
Wychodząc z jego objęć schyliłam się aby podnieść telefon.
- O, masz iphone'a! - wykrzyczałam odruchowo – Ale fajnie! Czwórka?
- Czwórka.
- O Boże! - krzyknęłam spostrzegając, że jego ekran jest rozbity.
- O Boże! - krzyknął, lecz z całkowitym spokojem jak gdyby nic się nie stało – co my teraz zrobimy?
- Przepraszam...
- Nie ma za co – odparł z uśmieszkiem tak perfidnie ironicznym, że aż się wierzyć nie chce.
- Ile taki ekran kosztuje?
- A nie wiem, ze trzy stówki.
- Dobra, odkupię... - powiedziałam zmartwiona i ruszyliśmy w kierunku ulicy Dąbrowskiego, jako że autobus dawno już odjechał, a kolejny dopiero za pół godziny.
Przeszliśmy przez przejście dla pieszych, w milczeniu minęliśmy kiosk, gdy nagle Szymon wymamrotał:
- Wiesz co? On jest zbity już od pół roku. Chowałem go kiedyś do kieszeni, ale nie trafiłem.
- Cooooooo?
- Wiem, straszna ze mnie niezdara.
Kamień spadł mi z serca, bo zdaje się, że nawet nie miałam takiej kwoty przy sobie. Swoją drogą, perspektywa niekrótkiego spacerku ze świeżo poznanym pierwszaczkiem napawał mnie optymizmem. Może nie jest on taki słodki i kuszący jak tamten spod automatu, lecz dobrze się z nim dogaduję. Gdyby trochę schudł, pewnie bardziej bym się nim, zainteresowała, choć i tak nie jest mi obojętny.
- Ale mnie wystraszyłeś, serio! - krzyknęłam lekko go szturchając - A myślałam, że to ja jestem niezdarą!
- A czym przebiłabyś nietrafienie telefonem do kieszeni?
- Może wrzuceniem suszarki do wanny?
- Co? A nie pokopał cię prąd?
- Nie, bo wyciągałam ją dopiero z szafki. Gdyby była podłączona, to nie dosięgnęłaby do wanny. Ktoś inteligentnie ulokował gniazdko tak na wszelki wypadek.
- Nie, to nie przebije mojego iphone'a.
- A co go przebije? - zapytałam.
- Nie wiem... ty mi powiedz – odparł i oboje się zaśmialiśmy.
Przeszliśmy przez stare miasto rozmawiając o naszych największych życiowych wpadkach i wypadkach. Świetnie nam się rozmawiało i żartowało. Tak bardzo, że aż nie mogłam się doczekać następnego spotkania. W pewnym momencie stanęliśmy oboje na skrzyżowaniu i oczekiwaliśmy aż ktoś podejmie decyzję którędy dalej iść.
- W lewo? - zapytałam.
- Tak właśnie... - odparł Szymon i podążyliśmy razem wzdłuż ulicy Ofiar Oświęcimskich.
A nim doszliśmy do jej końca, słońce ukryło się za horyzontem. Mijając bloki i kamienice rozmawialiśmy o nauczycielach ze szkoły, z radością odkrywając, że uczą nas w większości ci sami belfrzy. Wymienianie się spostrzeżeniami na ich temat pochłonęło nas tak bardzo, że nim się zorientowaliśmy – staliśmy na skrzyżowaniu, na którym to nasze drogi się rozchodziły. Stanęłam naprzeciwko Szymona i uśmiechając się mimowolnie, odgarnęłam włosy lewą ręką, po czym położyłam ją na torebce i spojrzałam na lustrującego mnie od kilku sekund wzrokiem młodzieńca. Wbiłam swój wzrok prosto w jego źrenice, wyczuwając, że dystans między nami niebezpiecznie maleje. Wtedy machnęłam mocno ramionami i otoczyłam nimi nowego kolegę, a on odwzajemnił huga, który trwał dobrych kilka sekund. Odchodząc rzekł delikatnie „pa” i oddalił się. Poczekałam chwilkę na skrzyżowaniu, ciekawa czy Szymon się odwróci, po czym odeszłam, sama powstrzymując się przed odwracaniem się. W końcu oboje zniknęliśmy za rogami innych ulic, a to skrzyżowanie długo jeszcze nie zobaczy nas razem.

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział I - Weronika

Tego wieczoru Michał wyciągnął mnie na kolejną imprezę. Konkretnie była to osiemnastka jakiegoś jego kumpla, którego nawet nie znałam. Po kilku wypitych kolejkach i paru przetańczonych wspólnie kawałkach, Michał wyszedł z kumplami na fajkę, zostawiając swą życiową partnerkę przy stole, wpieprzającą czipsy i zagryzającą je wafelkami z Biedronki. Było trochę po dziesiątej. Może nawet wpół do jedenastej. Czekałam na niego cierpliwie dwie piosenki, lecz gdy skończyła się trzecia, dopiłam soczek (coby nikt mi nic do niego nie dosypał) i postanowiłam się przejść. Byłam nieco wstawiona, więc po wyjściu z sali, nie wiedząc dokąd się udać, przysiadłam w pomieszczeniu tymczasowo zwanym szatnią na wprost swojej kurtki. Wyciągnęłam z lewej kieszeni spodni telefon, udając, że coś konstruktywnego w nim robię, lecz tak naprawdę trzymałam go tylko po to, żeby zająć czymś ręce i umysł.
Po chwili usłyszałam trzask zamykających się drzwi od toalety, a zza rogu wyłoniła się ona. Prawdopodobnie najpiękniejsza dziewczyna w naszej szkole, o której gdy tylko wyczaiłam ją na korytarzu na początku liceum, pomyślałam, że chciałabym wyglądać tak jak ona. Falujące włosy o odcieniu ciemnego blondu opadające na ramiona i gładka jak pupcia niemowlaka cera były tym, czego zazdrościłam jej od kiedy ją pierwszy raz ujrzałam. Jednak z biegiem czasu dostrzegałam coraz więcej elementów jej urody i zwracałam uwagę na każdy najdrobniejszy szczególik. Podziwiam też jej zęby które są proste jak u modelek z reklam pasty do zębów (choć nie są lśniąco białe) oraz drobne usteczka i zgrabne nogi. Wracając na salę, zatrzymała się przy szatni i spojrzała na mnie, co sprawiło, że odruchowo podniosłam swój wzrok znad telefonu. Podparła się jedną ręką o ścianę, drugą zaś wykonała w moją stronę jakiś niezrozumiały gest i wybuchnęła śmiechem, po czym usiadła naprzeciw mnie, położyła dłoń na mym prawym nadgarstku i rzekła głośno:
- Ale ty to masz zajebiście w sumie.
Z wrażenia wypadł mi telefon z ręki. Weronika podeszła do mnie i nawet zagadała! I powiedziała coś tak dziwnego... Poza tym, po trzech godzinach imprezy w końcu dostrzegłam jakąś znajomą twarz (poza swoim chłopakiem) lecz ta twarz była mi znana niestety tylko z widzenia. A widywałam ją niemal co dzień na korytarzu szkolnym. Weronika była pięknością z humana. Według spotted szkoły była jedną z trzech najładniejszych dziewczyn w szkole obok Agaty Wiśniewskiej i Pauliny Zakościelnej.
- Ja? - zapytałam schylając się po telefon, choć ułamek sekundy wcześniej, dłoń na nim zdążyła już położyć Weronika. Nasze spojrzenia natychmiast przeniosły się z dłoni na oczy, by raptem chwilę później znów zwrócić się w stronę podłogi. Położyłam swe dłonie na kolanach, a Weronika podała mi telefon szyderczo się uśmiechając.
- Jak mam? - zapytałam z niedowierzaniem, jako że na poprzednie pytanie nie uzyskałam odpowiedzi.
- Z jednej strony zajebiście. Z drugiej strony zaś chujowo.
- I ta odpowiedź bardziej mnie przekonuje – odparłam Weronice, podziwiając jej nogi, które pomimo chłodnego zmierzchu eksponowane były niemal w całej swej okazałości, a ich przeciwległe końce zakrywały czarna miniówka oraz różowe vansy. - Mogłabyś jednak rozwinąć swą wypowiedź?
- Mogłabym. A więc jesteś Sandra Piórczyńska, mam rację? - zapytała Weronika i natychmiast otrzymała potwierdzenie w postaci głębokiego kiwnięcia głową. - Podoba mi się to imię „Sandra” - kontynuowała Wera – Jest takie... kurewskie. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
„Tak jakby to słowo miało jakikolwiek pozytywny wydźwięk” pomyślałam, lecz zareagowałam na ten komentarz jedynie pionowym ruchem gałek ocznych.
- A nazwisko sugeruje, że jesteś siostrą Ady Piórczyńskiej, najlepszej pływaczki w historii szkoły. Chodziła do klasy z moją kuzynką.
- Dużo o mnie wiesz – powiedziałam – to dosyć zaskakujące biorąc pod uwagę to, że nie jestem fejmem w odróżnieniu od ciebie.
- Schlebiasz mi kochana, ale do największych fejmów w naszym mieście czy nawet w naszej szkole, to trochę mi daleko – odparła uśmiechając się mocno i znów łapiąc mnie za nadgarstek – Kontynuując. Nauczyciele cię lubią, bo jesteś taka grzeczna i dobrze się uczysz. Wygrałaś konkurs ekologiczny i byłaś w tej drużynie która coś tam wygrała we Wrocławiu. I jeszcze przeszłaś do centralnego etapu olimpiady chemicznej.
- Na razie byłam na okręgowym etapie. Wyniki będą wkrótce... i wtedy się okaże czy będzie ten centralny czy nie... ale jestem dobrej myśli.
- Na pewno będzie. Przecież jesteś Sandrą Piórczyńską, musi ci się udać. Kontynuując: wygrywasz konkursy. Zdałaś FCE. I miałaś pasek w liceum. A to jest sukces. Powiedz mi ile się uczysz żeby mieć pasek?
- Ale co ile? Ile czasu? Dziennie?
- No na przykład.
- Tak... różnie... - odrzekła nie wiedząc co ma powiedzieć.
Wciąż byłam pod wrażeniem tego, ile obca osoba ma o mnie informacji i nieco ostrożnie podchodziłam do dalszego spoufalania się z nią. Z drugiej strony jednak czułam się wyróżniona. Słynna Weronika Gęsikowska z humana rozmawia ze mną niemalże jak z przyjaciółką. Z tego względu przeszywał mnie co jakiś czas dreszcz porównywalny z tym, który poczułam gdy Wera tu przyszła i pierwszy raz na mnie spojrzała oraz później, gdy podniosła mój telefon. Nie miałam jednak ochoty ruszać się stamtąd, bo nie czułam się najlepiej, a nie było przy mnie chłopaka, który pomógłby mi przemieścić się na świeże powietrze lub na salę.
- I w pierwszej klasie miałaś pasek. A teraz też będziesz miała?
- Nie wiem, mamy dopiero marzec.
- Dobra, dobra, nie mówmy o szkole, ale bardziej o tobie. Coś robisz oprócz uczenia się? Masz jakieś ciekawe pasje albo hobby?
- Mam chłopaka.
- To prawda. Twój chłopak jest znany w całym mieście. Wiele się o nim słyszy.
- Co takiego? - zapytałam zaciekawiona jej odpowiedzią.
- Rozumiesz... ma bogatych rodziców, którzy obracają się w środowisku tej naszej elitki. A elitka to takie specyficzne środowisko. Co nieco o tym wiem, bo z niektórymi fejmami się zadaję, na przykład z Wójcickimi albo z Klaudią.
- Nie znam.
- Nie znasz? Jak to nie znasz? To są fejmy, to jest elita! Jak można ich nie znać?
I wykonałam kolejne głębokie kiwnięcie, nie tylko głową ale i całym tułowiem.
- W sumie masz rację – kontynuowała blondynka – można ich nie znać osobiście... bo nie każdy dostępuje tego zaszczytu zadawania się z elitką. Ale na pewno o nich słyszałaś. Albo chociaż widziałaś na fejsie - mówiła z wyrachowaniem.
- Wiesz co? Chyba nie...
- Może kojarzysz tylko ci się poprzestawiało bo za dużo wypiłaś. Ja też trochę wypiłam i jestem teraz trochę wesoła – jak zawsze kiedy wypiję!
Weronika ponownie wybuchnęła śmiechem, a w międzyczasie przez szatnię przewinął się jakiś chłopak, który przyszedł tam tylko po to aby wyjąć z kurtki zapalniczkę i po chwili zostawił dziewczyny sam na sam.
- A widziałaś tego gościa? To był Wojciech jakiś tam. Jego sąsiad, Łukasz jest gejem. Podobno.
- Podobno – powtórzyłam znużona, znów głęboko przytakując.
- Ponoć kręcił z takim jednym Tomkiem Szymańskim. Nie przyznał się tak otwarcie całemu światu, rozumiesz? Dlatego mówię, że podobno. Ja też się nie przyznaję nikomu że jestem biseksualna.
- Ale właśnie to zrobiłaś – zauważyłam, tak jakby wracała mi trzeźwość myślenia.
- Tobie mogę, bo ty przecież też jesteś bi. A nasze środowisko jest dość dyskretne więc wszystko zostaje między nami, prawda?
- Ale ja nie jestem bi – odparłam po dłuższej chwili, poświęconej na sklecenie tego zdania w jak najbardziej przekonujący i stanowczy sposób w zasadzie nie wiedząc czy nie lepiej byłoby się przyznać i zakończyć tę męczącą dla niej dyskusję.
- Przecież wiem, że jesteś, podejrzewałam cię już od co najmniej roku. Wyczuwam to, rozumiesz? Mamy taki radar po prostu, czaisz?
- Nie, nie rozumiem tego. Chyba za dużo wypiłam.
- Dobra tam. Wróćmy do twojego Michasia. Michaś to pajac. Serio. Popatrz na jego ryj. Wyciągnij portfel w którym masz jego zdjęcie i spójrz na ten fejs. Ale rozumiem... liczy się wnętrze... tylko jakie jest to wnętrze? Nadęty palant, kompletny memagolal... megalolal... mememomam... nie wymówię... ale rozumiesz? Egoista. Narcyz. Tak... to jest to czego szukałam. Narcyz. Nie chce mi się przytaczać przykładów, osobiście go nie znam, ale od każdego po trochu się nasłuchałam. I wszyscy po kolei na mieście ci współczują że z nim jesteś. Tak, właśnie tak. I nie jesteś z nim szczęśliwa, mam rację?
- Maaaaaaaaasz – odpowiedziałam, ponownie kiwając całym tułowiem, co tym razem zakończyło się jednak wytryskiem strumienia wymiocin z mej buzi, który rozbryzgał się po podłodze
- Ojej, to są rzygi! - wrzasnęła przerażona Werka, podczas gdy ja, sprawczyni całego bałaganu wyjęłam chusteczki z kieszeni i zaczęłam wycierać. - widzisz? To co zrobiłaś idealnie opisuje twój stosunek do tego palanta. Pora z tym skończyć, mówię ci. Zasługujesz na coś więcej od życia... poczekaj, pójdę do kibla po papier – po chwili powróciła i pomogła ścierać, kontynuując swój wykład – wiosna to idealny moment na zakochanie się. A jeśli wiosną się nie uda, to od tego mamy lato. „Summer love” i te sprawy. Zawsze chciałam przeżyć taką romantyczną, wakacyjną przygodę... To w sumie smutne. Ty sobie tutaj rzygasz w szatni, a twój facet densi z jakimiś dupami, albo jara z kumplami. I ty tolerujesz takie zachowania...
- Ale tak było zawsze przecież – odparłam, wrzucając do muszli ostatnią zabrudzoną chusteczkę i siadając ponownie w szatni naprzeciw Werki. Obie złączyłyśmy nogi, a następnie wyciągnęłyśmy je do przodu aż zetknęłyśmy się czubkami butów, co wywołało u nas dziką radość.
- Jesteśmy ze sobą tylko od imprezy do imprezy – kontynuowałam opowieść o swoim związku – a i tak nawet na nich nie jesteśmy razem. W szkole się widujemy, ale czasami to tylko mijamy się na korytarzu i tylko „cześć, cześć”. Może gdybyśmy byli w jednej klasie to by było inaczej...
- Nie, kochana, nie byłoby inaczej. Albo się jest razem, albo nie.
- Dobrze, Werciu... mogę tak mówić?
- Możesz, kochana, możesz. A ja jak mam twoje imię zdrabniać?
- Nie wiem, w gimbazie mówili na mnie Sonia.
- Dobrze Soniu. Chociaż to całkiem inne imię, ale niechaj będzie. Soniu: on jest w matfizie a ty w biolchemie. Ale co to zmienia? Przecież to nie na lekcji macie czas dla siebie tylko na przerwie, a przerwy macie wspólne. A potem wspólny powrót ze szkoły...
- Ale on mieszka na innym końcu miasta niż ja.
- To chociaż po szkole pójdźcie na obiad do galerii albo na miasto albo ktoś do kogoś czy coś...
- Nie, bo on ma angielski, tenisa, fizykę, fortepian, ręczną i jeszcze coś tam.
- To po fizyce albo tenisie...
- Nie ma czasu widocznie. Ani na kino ani na najskromniejsze nawet choćby posiedzenie razem wspólnie...
Po tych słowach rozpłakałam się, więc Weronika mnie przytuliła. Widząc mą rozpacz, sama się rozpłakała, co poskutkowało rozmazaniem się tuszu do rzęs oraz tak zwanej tapety. Ale wtedy przekonałam się, że moja nowa koleżanka nawet bez tapety jest przepiękna, czego wielce jej zazdrościłam. W tym momencie myślałam jedynie o tym jak bardzo niewiarygodne jest to, że ta piękność z humana przytula mnie i pociesza jak najlepszą przyjaciółkę. To przypadkowe spotkanie zwieńczone „hugiem” niezwykle poprawiło mą samoocenę. Poczułam, że jednak mogę się zadawać z kimś pokroju Weroniki i nie potrzebuję do tego chłopaka, którego wszyscy znają, ale nikt go nie lubi. Nie chciałam jednak zostać sama. Chciałabym z nim pójść na studniówkę (choć to dopiero za rok), bo przecież wiadomo, że ktoś taki jak Michał Malczewski nie idzie na taki bal z byle kim. Jego towarzystwo podnosi mi ego prawie tak jak obecność przy mnie Werki. Ale jednak zupełnie inaczej, bo przecież o tej wysokiej blondynce nie myśli się tak źle jak o nim. Jest lubiana przez chłopaków oczarowanych jej urodą i urokiem osobistym i znienawidzona przez tych, którzy chcieliby ją mieć, lecz nie odważą się do niej zagadać. Lubi je zgraja koleżanek z klasy, które starają się ją naśladować jak w jakimś tandetnym amerykańskim filmie, lecz hejtują ją te, dla których jest jedynie pustym plastikiem z humana. Może po prostu zazdroszczą jej urody, stylu i klasy.
Dla mnie wciąż jednak zagadką pozostawało to, jaka jest ona naprawdę. Wydała mi się taka opiekuńcza, wszak pomogła mi gdy wymiotowałam. Ale z drugiej strony była taka stanowcza i pewna siebie, nakazując mi zerwać z chłopakiem, tudzież wmawiając biseksualizm. Zajęła się jednak nowo poznaną koleżanką bardzo dobrze. Jeszcze ze dwa razy pomogła mi zwrócić a następnie wyszła ze mną na świeże powietrze. Tam razem kontynuowałyśmy plotki o wspólnych znajomych ze szkoły oraz o sobie nawzajem. Obie wesoło się chichrałyśmy i chwytałyśmy za wszystkie możliwe fragmenty ręki w weselszych momentach, a gdy schodziłyśmy na smutniejsze tematy, przytulałyśmy się i dzieliłyśmy chusteczkami. A gdy zbliżała się północ, schowałyśmy się za wielkim krzakiem, gdzie Weronika obiecała mi, że pokaże mi coś, co muszę zobaczyć. Kucnęłyśmy naprzeciw siebie i złapałyśmy się za ręce, ponownie stykając się czubkami butów.
- Sisters? - zapytała Weronika
- Sisters! - odrzekła Sandra – sisters forever!
Po tym dialogu przytuliłyśmy się równo o północy i czym prędzej podążyłyśmy na salę by oglądać pasy. To niesamowite jakim zainteresowaniem cieszy się ten barbarzyński zwyczaj polegający na zadaniu w pośladki osiemnastu ciosów pasem od spodni osobie klęczącej na krześle z błaganiem o litość wypisanym na twarzy i bijącym mocno z oczu. Po tym rytuale, powróciłyśmy na chwilę na zewnątrz, lecz z powodu niskiej temperatury powietrza zwinęłyśmy się do środka i usiadłyśmy przy stole, przy którym jadłyśmy czipsy (oby poszły w cycki) i kontynuowałyśmy pogawędki. Tym razem jednak, już nie było to obgadywanie znajomych lecz zwierzanie się sobie. Takie klasyczne opowiadanie historii swojego życia. Bez pikantnych, niezręcznych szczegółów. Na nie też przecież kiedyś przyjdzie czas, ale nie tak od razu pierwszego dnia. Po pierwszej, po Werkę przyjechał brat. Zaproponowała ona swojej nowej siostrze podwózkę do domu, z której chętnie skorzystałam, nawet nie żegnając się z Michałem. Całą drogę w samochodzie Werka siedząc na shotgunie opowiadała bratu jaką to wspaniałą ma siostrę (bo zawsze chciała mieć siostrę, a niestety ma tylko brata), podczas gdy ta siostra siedziała z tyłu wbita w siedzenie rozmyślając nad tym czy rozstać się z Michałem czy nie...