Obudziłam
się koło piątej, gdy mama wychodziła do pracy i nie mogłam już
zasnąć. Czułam się już dużo lepiej. Wstałam i zapaliłam
światło, by jego blask pomagał mi szwendać się po całkiem
pustym mieszkaniu. Odkąd siostra jest na studiach, tato pracuje w
Holandii, a mama ma pierwszą zmianę w fabryce pasty do zębów,
każdy poranek spędzam samotnie i bardzo dobrze mi z tym.
środa, 31 grudnia 2014
wtorek, 16 grudnia 2014
Rozdział XIV - Afterek
Autor:
Unknown
o
14:32
Rozdział
XIV
- Soniu,
przepraszam, że dopiero teraz oddzwaniam – powiedziała –
słuchaj, zaraz ci wszystko opowiem, dobra?
- Sis...
- odparłam, nie wiedząc co o tej sytuacji sądzić.
- Sis,
wyjdź na zewnątrz – powiedziała, a ja wykonałam jej polecenie,
po czym dodała – jesteś, widzę cię.
- A
ty gdzie jesteś? - zapytałam rozglądając się dookoła.
piątek, 17 października 2014
Rozdział XIII - Kuzyni Aleksandra
Autor:
Unknown
o
00:25
Po chwili
Olek nie grzebał już przy muzyce. Podszedł do grupy moich
dziewczyn, do której właśnie dołączyłam i przywitał się
kolejno z każdą z nas, podając swoje imię. Zastanawiające,
biorąc pod uwagę, że zna przecież mnie i moją siostrę. Tamte
dwie pewnie już dawno zaliczył a teraz zabiera się za nas. Ale
przecież to nie jest ten typ chłopaka. On jest grzeczny, wycofany i
nieśmiały. Przynajmniej w realu bo na fejsie się ośmiela. To
wszystko się kupy nie trzyma.
wtorek, 16 września 2014
Rozdział XII - Przygotowania do osiemnastki
Autor:
Unknown
o
02:43
Od razu przepraszam, za dłuższą przerwę w dodawaniu kolejnych części ;)
Teraz postaram się znów dodawać co kilka dni tak jak wcześniej ;)
Jeśli komukolwiek będzie chciało się to czytać oczywiście :D
Widząc, że jest ze mną źle, siostra zabrała mnie do ubikacji. Nie pamiętam jak tam dotarłam. Pamiętam jednak, choć jak przez mgłę, klęczenie przy muszli i wszechogarniające poczucie ulgi po wyrzuceniu z siebie treści żołądka. Zdaje się, że byłyśmy tam długo, bo pod kinem czekała już na nas reszta ekipy z naszymi torebkami. Pamiętam, że Szymon trzymał moją, a Kacper Weroniki, lecz gdy wyprowadzali mnie z galerii, Patrycja powiedziała do Szymona „daj to, bo wyglądasz z tym jak pedał”.
Teraz postaram się znów dodawać co kilka dni tak jak wcześniej ;)
Jeśli komukolwiek będzie chciało się to czytać oczywiście :D
Widząc, że jest ze mną źle, siostra zabrała mnie do ubikacji. Nie pamiętam jak tam dotarłam. Pamiętam jednak, choć jak przez mgłę, klęczenie przy muszli i wszechogarniające poczucie ulgi po wyrzuceniu z siebie treści żołądka. Zdaje się, że byłyśmy tam długo, bo pod kinem czekała już na nas reszta ekipy z naszymi torebkami. Pamiętam, że Szymon trzymał moją, a Kacper Weroniki, lecz gdy wyprowadzali mnie z galerii, Patrycja powiedziała do Szymona „daj to, bo wyglądasz z tym jak pedał”.
piątek, 22 sierpnia 2014
Rozdział XI - Kamil
Autor:
Unknown
o
15:37
Opowiem w
końcu jak to było z tym Kamilem. Poznaliśmy się w trzeciej klasie
podstawówki na wycieczce szkolnej. Sama nie pamiętam czemu się mną
zainteresował, ale nie miało to dla mnie wówczas znaczenia, bo
wielką dla mnie radością było to, że jakikolwiek chłopak
zwrócił na mnie uwagę. Nie był zbyt przystojny, ale świetnie nam
się gadało i mieliśmy straszliwą bekę zarówno na samej
wycieczce jak i w autobusie w drodze powrotnej.
czwartek, 14 sierpnia 2014
Rozdział X - Urwany film
Autor:
Unknown
o
08:21
Gdy
podeszliśmy do gościa, który drze bilety, Weronika nabrała ochoty
na popcorn. Szymon zaoferował, że jej kupi, a ona powiedziała, że
sama sobie kupi jeśli da jej kasę. Poszłam z nią i przekonałam
się czemu jej zależało żeby przyjść tam bez chłopaków.
Wyraźnie flirtowała ze sprzedawcą popcornu o imieniu Piotr. Ja
stałam obok i uczyłam się od mistrzyni podrywu.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Rozdział IX - Ścieżka do raju
Autor:
Unknown
o
15:47
Odbyliśmy
już w trakcie naszego związku kilka poważnych rozmów. Żadna
jednak nie poskutkowała i nie sprawiła, że było tak jak dawniej.
Gdy sięgam pamięcią nieco wstecz, sądzę, że popsuło się gdy
zostaliśmy oficjalnie parą. Wtedy właśnie przestał się mną
interesować a ja przestałam go kochać.
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Rozdział VIII - Narnia
Autor:
Unknown
o
03:53
Iwona
wysłała mi link do jakiejś piosenki. Druga wiadomość pochodziła
od Adama i nakazywała mi napisać do niego gdy tylko wejdę na czat.
Odpisałam i porozmawialiśmy chwilę o kampanii wyborczej, po czym
zmył się. Byłam tak zmęczona śledzeniem i tenisem, że zasnęłam
przed dziesiątą.
środa, 30 lipca 2014
Rozdział VII - Tenis
Autor:
Unknown
o
13:35
- Podasz
mi krawat? - zapytał, wskazując na szufladkę w drzwiach.
- Jasne
– odparłam i przekazałam mu go. Uf, chodziło tylko o głupi
krawat.
- Nie
wiem czy lepiej bez, czy założyć – powiedział z taką
bezradnością w głosie, że aż mi się go zrobiło szkoda. Jego
ton głosu i sposób ekspresji pasowałby do osoby, której właśnie
wymordowano całą rodzinę i wszystkich najbliższych.
niedziela, 20 lipca 2014
Rozdział VI - Autostopowiczka
Autor:
Unknown
o
10:09
Pomysł
śledzenia mojego chłopaka mógł się wydawać szalony, naprawdę
godny Iwony. Stwierdziłam jednak, że warto spróbować i przekonać
się co mój boyfriend
naprawdę robi po szkole. Poza tym to może być świetna przygoda.
poniedziałek, 14 lipca 2014
Rozdział V - Kalimera
Autor:
Unknown
o
10:19
Miałam
nadzieję, że chłopakiem, o którym mówi moja mama jest Michał.
Ale pomyślałam, że gdyby to był on, to powiedziałaby, że to on,
bo go zna. A ona wspomniała o „jakimś” chłopaku. Nie potrafiła
opisać zbyt konkretnie jego wyglądu, ale jej określenia pasowały
do Kamila. Tym bardziej, że naprawił mi internet.
środa, 2 lipca 2014
Rozdział IV - Shopping
Autor:
Unknown
o
13:23
Dzisiejszy
wieczór zapowiadał się na typowy i nudny. Nic bardziej mylnego. Po
obiedzie chciałam zasiąść przy komputerze w celu obczajenia
nowości w świecie wirtualnych znajomości. Niestety nie mogłam się
połączyć z siecią, co ogromną wywołało u mnie frustrację. Po
wypróbowaniu wszystkich możliwości naprawienia tej usterki,
poddałam się i rzuciłam z płaczem na łóżko. Czułam się,
jakby moje życie straciło sens. Na szczęście miałam nieopodal
ucha telefon, który w tym momencie stał się jedynym oknem na
świat. Łudziłam się, że Weronika pamięta o mnie i do mnie
zadzwoni.
niedziela, 29 czerwca 2014
Rozdział III - Pierwszaczek
Autor:
Unknown
o
07:20
Po
wczorajszym dniu, bardzo dobrze mi się spało. Śniły mi się
jakieś dziwne rzeczy, których nie umiem pozbierać do kupy. Ale
była tam Weronika i był też ten kurdupel Szymon. Wtorek zapowiadał
się na odpoczynek od dziwnych zdarzeń, takich jak te ze snu. I tak
rozmyślając po przebudzeniu w łóżeczku przypomniałam sobie o
zadaniu z matmy. Nie zrobiłam go wczoraj, a to wszystko przez
wyjście do kina. To do mnie nie podobne, a to wszystko przez Werkę.
Przed poznaniem jej, takie rzeczy mi się nie zdarzały. Zerwałam
się na równe nogi i wyrzuciłam zeszyt i zbiór zadań na podłogę
kładąc się na przeciw nim. Po zrobieniu dwóch zadań zaczęłam
się zbierać do szkoły. Resztę zadań planowałam zrobić na
przerwie.
Pierwsze
dwie przerwy spędziłam na odrabianiu matematyki, toteż nikogo nie
spotkałam. Następnie na polskim, wróciły wspomnienia z
poprzedniej lekcji, którą niemal całą przemarzyłam o
pierwszaczku. Po trzeciej lekcji zdarzyło się jednak coś
nieoczekiwanego. Wychodząc z klasy, natknęłam się na swojego
byłego (tak, tego z autobusu). Kamil podekscytowany zaczął
wymachiwać przede mną swoim telefonem mówiąc, że koniecznie musi
mi coś pokazać. Zgodziłam się zatem, idąc za nim na drugi koniec
korytarza i rozglądając się za tajemniczym pierwszakiem. Zamiast
niego jednak, przy schodach natknęłam się na swojego obecnego –
Michała. Zwolniłam krok, spojrzałam wymownie na niego, a gdy już
go minęłam i już chciałam odwrócić wzrok z powrotem na Kamila,
usłyszałam głośne:
- Ej!
- Co!
- odparłam zatrzymując się.
- Będziesz
dzisiaj na gg? - zapytał Michał po chwili zastanowienia.
- Będę
- To
dobrze. To sobie pogadamy.
- No
dobra, to do wieczora – odpowiedziałam i dogoniłam Kamila,
wchodzącego właśnie do Starbucksa.
Weszłam
tam za nim i to co tam ujrzałam zbiło mnie z pantałyku. Przy
stoliku pod oknem z jakąś dziewczyną na przeciwko siedział sobie
słodki pierwszaczek. Ten sam który wczoraj się uśmiechał! Na
szczęście siedział bokiem i był zajęty pogawędką z jakąś
pulchną brunetką. Z chwilowego letargu wyrwało mnie wołanie
byłego:
- No
chodź tutaj!
Zorientowałam
się, że to do mnie i przysiadłam się do niego, kątem oka
kontrolując tajemniczego młodzieńca. Podczas gdy Kamil dotykał
palcem ekranu swojego smartfona, obczajałam dzisiejszy ubiór
tamtego chłopaczka. Te same vansy, zaś spodnie niebieskie –
szkoda że nie pamiętam jakie miał wczoraj. Lecz dla odmiany
zamiast kraciastej koszuli miał na sobie ciemnoszary, dziergany
sweterek.
- Popatrz!
- krzyknął mój chwilowy rozmówca, odwracając mą uwagę od
wzorku swetra i przytknął mi swój telefon niemal do twarzy.
- Przecież
widzę z daleka – odparłam odchylając się w tył. Gdy już
ustawił go w znośnej odległości, dostrzegłam nasze wspólne
zdjęcie sprzed około trzech lat.
- Fajne,
nie? - zapytał – a patrz na to... - wrzasnął podniecony i
przesuwając palcem po ekranie ukazywał kolejne zdjęcia. A to ze
szkolnego przedstawienia, a to z ogniska u księdza, a to z wycieczki
szkolnej
- Super.
Fajne fotki – odpowiedziałam mu z ostentacyjnym zażenowaniem,
kładąc nogę na nogę i zwracając się przodem do pierwszaczka.
Dopiero po chwili Kamil się zorientował, że nie oglądam już jego
zdjęć.
- Sprzątałem
w kompie wczoraj i znalazłem. Myślałem, że się pośmiejemy
- Nie,
to nie jest śmieszne – powiedziałam mu cichutko, starając się
nie zwracać na siebie uwagi przy tajemniczym nieznajomym – Ty nie
jesteś śmieszny i te twoje ciągłe foszki i zmiany nastrojów i
poglądów – mówiłam szykując się do wstania – teraz się
spieszę, ale dokończymy wieczorem na facebooku.
- Jeśli
mnie odblokujesz – odpowiedział coś w tym stylu, lecz nie miało
to żadnego znaczenia, bo w tym momencie ci spod okna wstali i szli w
stronę wyjścia czyli w naszym kierunku. Właściwie to tylko ta
pulchna poszła, bo obiekt mego zainteresowania wystawił Kamilowi
rękę i przywitał się z nim jak z najlepszym przyjacielem. Cóż
za nietakt! Czy on nie wie z kim się przywitał? Już drugiego dnia
„znajomości” tak sobie u mnie zapunktował... na minus.
Zamurowało mnie totalnie, bo ta sytuacja była co najmniej dziwna.
Czekałam aż Kamil zasugeruje mi czy mogę już odejść, gdy
tymczasem inicjatywę przejął chłopiec w szarym sweterku mówiąc:
- Nie
przedstawisz mnie swojej koleżance?
W tym
momencie stwierdziłam, że odpokutował już swe winy i że wszystko
teraz potoczy się po mojej myśli. Nic bardziej mylnego.
- Nie
– odparł Kamil – nie widzę tu żadnej swojej koleżanki.
- A
ta tu? - Zapytał pokazując na mnie bezczelnie palcem.
- A
nie, to tylko moja była – zażartował wywołując u mnie taką
wściekłość, że aż go kopnęłam w kostkę – no dobra, dobra,
ja już sobie idę a wy się przedstawcie sobie sami.
- Sandra
– wypowiedziałam, odruchowo wyciągając dłoń do uścisku i
spoglądając mu prosto w oczy, które chwilę później skierował
wprost na mnie, kierując rękę w stronę mojej. Spojrzenia nasze
skrzyżowały się na ułamek sekundy nim wylądowały wstydliwie na
butach, lecz w tym krótkim momencie odczułam cały ten czar, który
prześladował mnie od wczoraj.
- Aleksander
– odpowiedział, po czym przerwał uścisk i poprawił swą torbę.
Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie, w
całym budynku zabrzmiał przeraźliwy dzwonek oznajmiający koniec
przerwy. - co masz teraz? - zapytał, gdy rozległa się głucha
cisza
- Biologię
– odrzekłam, powoli ruszając w stronę wyjścia.
- Na
dole czy na górze?
- Na
górze – odpowiedziałam zastanawiając się jakie to ma znaczenie
i dlaczego pyta o tak dziwne rzeczy.
- To
fajnie – odparł – bo ja mam obok chemię. Chodźmy zatem –
powiedział z bananem na mordzie, wykonując ruch ręką wskazujący
kierunek marszu.
- A
ile masz dzisiaj lekcji? - zapytał swym delikatnym, subtelnym
głosikiem.
- Siedem,
a ty? – odparłam.
- Sześć.
Zdawało
się, że zapadła niezręczna cisza, jednak udało mi się ją
przerwać pierwszym pytaniem jakie przyszło mi do głowy.
- Skąd
znasz Kamila?
- Poznałem
go przez Patryka – odpowiedział po chwili namysłu – ale średnio
się znamy.
I znowu
cisza. Mijając pokój nauczycielski dostrzegłam ogłoszenie na
temat wymiany ze szkołą z Larisy.
- O,
zobacz! - krzyknęłam, wyraźnie go onieśmielając – za dwa
tygodnie przyjeżdżają Grecy na wymianę.
- Wiem
– odpowiedział – będę miał nawet swojego Greka.
- Tak?
I będzie u ciebie w domu?
- Tak,
będzie. Ogólnie to się interesuję Grecją – kontynuował wywód
stąpając po schodach – ostatnio nawet coraz bardziej. Ale o tym
może pogadamy następnym razem.
- No
jasne, powodzenia na chemii. Do później!
I poszedł
sobie na tą chemię, a ja wtopiłam się w tłum drugoklasistów z
biolchemu który wsunął się powoli do sali numer 41. Z nikłym
zainteresowaniem słuchałam wywodów na temat budowy krwi oraz
rodzajów krwinek, aczkolwiek zanotowałam wszystko, choć rysunki w
mych notatkach dalece różnią się od tych na tablicy. Pod koniec
lekcji kompletnie się wyłączyłam i myślałam o wymianie słów i
spojrzeń z Aleksandrem, podczas gdy nauczycielka prowadziła wykład
o tym jak zdemoralizowana i nieznośna jest współczesna młodzież.
Niestety
głupia baba przytrzymała nas dłużej w klasie, więc gdy już
łaskawie nas wypuściła, klasa Aleksandra była już dawno na dole
albo na drugim końcu korytarza. Podążając schodami, dostrzegłam
na korytarzu siostrzyczkę, lecz jak zwykle nie miałam odwagi
krzyknąć. Zbiegłam więc na piętro, lecz jej już tam nie było.
Rozejrzałam się dookoła, zajrzałam na środkową klatkę,
wyciągnęłam telefon i podążając w stronę Starbucksa
odtwarzałam w pamięci rozmowę z Aleksandrem.
W połowie
przerwy usiadłam na podłodze w pobliżu osób z mojej klasy i znów
myślałam o Aleksandrze. Zastanawiałam się jak zainicjować
kolejne spotkanie lub kolejną rozmowę z nim. Nie odważyłabym się
sama do niego podejść, a nie będę wykorzystywać Kamila do
zainicjowania spotkania. Po pierwsze dlatego, że nie chcę mieć z
nim nic wspólnego, a po drugie chcę uniknąć jego wnikliwych
pytań.
Dopiero
na kolejnej przerwie udało mi się spotkać Weronisię. Stanęłyśmy
przy automacie i zamieniłyśmy raptem kilka zdań. Gdy opowiadałam
jej o spotkaniu z Kamilem, ona wzrok miała wbity gdzieś w dal
korytarza. Udawałam, że nie przejmuję się tym, że mnie nie
słucha i kontynuowałam, gdy nieoczekiwanie zza mych pleców wyłonił
się chłopiec w dzierganym sweterku. To właśnie jego Weronika tak
obczajała, a on minął nas obojętnie i zszedł delikatnie po
schodach, trzymając się prawą ręką poręczy, a lewą
przytrzymując torbę. Co więcej, Weronika oburzyła się na mnie
przez to, że wspomniałam o Kamilu. Powiedziała, że nie ma zamiaru
o nim rozmawiać i dziwi się, że zadaję się z kimś takim. Nie
mogłam jej powiedzieć, że jest moim byłym i że z jakiegoś
powodu nie daje mi spokoju. Przez parę tygodni od niego
odpoczywałam, a teraz pojawił się znowu i co gorsza pokazując mi
kompromitujące zdjęcia z gimnazjum czyli z czasów, gdy byłam
młoda i brzydka (teraz jestem tylko brzydka). I było mnie wtedy
więcej. Teraz muszę ustalić co łączy moją siostrę z moim byłym
oraz... z moim przyszłym.
sobota, 28 czerwca 2014
Rozdział II - Kino
Autor:
Unknown
o
10:36
Niedzielny
poranek spędziłam w łóżku udając, że wciąż śpię, a tak
naprawdę rozmyślając nad rzuceniem Michała. Pomimo wszystkich
niedogodności jakie temu związkowi towarzyszyły zdecydowałam się
na razie go nie kończyć. Bycie dziewczyną Michała poprawiało w
mym mniemaniu mój status społeczny i pozycję w hierarchii
szkolnej. Choćby przez to, że pojawiałam się jako jego osoba
towarzysząca na wielu imprezach, o których nawet bym nie wiedziała
(a co dopiero mogłabym marzyć o byciu zaproszoną na nie) gdyby nie
on. Tam poznałam wielu ciekawych ludzi, którzy polubili mnie za
moją szczodrość i uprzejme usposobienie. Byłam bowiem pozytywnie
nastawiona do każdego i chciałam poznawać jak najwięcej znajomych
i być przez nich lubiana aby poprawić swą pozycję w tym stadzie
jakim jest społeczność szkolna.
Po
śniadaniu i prysznicu zabrałam się za odrobienie zadań domowych,
zaś po obiedzie usiadłam przy swoim laptopie. Bardzo się
zdziwiłam, gdy spostrzegłam, że napisało do mnie sześć osób.
Wśród nich nie było jednak Werki, co zmartwiło mnie do tego
stopnia, że odechciało mi się nawet czytania nowych wiadomości.
Po chwili jednak wyczytałam w powiadomieniach, że ktoś wrzucił
zdjęcia, na których została oznaczona. Z przerażeniem w oczach
przejrzałam trzy prawie takie same zdjęcia robione z rąsi i
przedstawiające świeżo upieczone siostry. Zdjęcie numer jeden,
okraszone podpisem „sisters” zebrało aż 23 lajki. Dużo jak na
trzy godziny. Sama również dołożyłam swojego, po czym zaprosiłam
siostrę do znajomych.
Jeszcze
przed zaśnięciem rozmyślałam nad rozstaniem. Głównym argumentem
przeciw było jednak to, że nie chciałam być sama. Rozmyślałam
zatem kto mógłby zastąpić Michała, jednak ci, którzy
przychodzili mi do głowy dzielili się na zajętych, za fajnych,
nienadających się (czyli niedostatecznie fajnych) albo
niezainteresowanych stałym związkiem. Te przemyślenia przerwał
jednak dzwoniący telefon. W pierwszej chwili pomyślałam, że to
poranny budzik, jednak zorientowałam się, że jest jeszcze ciemno i
podniosłam telefon z nadzieją, że będzie to Weronika. Nadzieja ta
urosła jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam, że dzwoni jakiś numer,
którego nie mam zapisanego w kontaktach. To musiała być ona!
- Halo?
- Halo?
Cześć siostra! Mam nadzieję, że nie obudziłam!
- Nie,
skądże. Właśnie kładłam się spać. Możemy pogadać chwilę.
- Nawet
musimy – odparła ze znaną nam już stanowczością Wera – jutro
widzimy się w szkole, rozumiesz? Rano mam WF, więc proponuję na
długiej przerwie, co ty na to?
- Dobrze.
Tylko co my będziemy robić?
- To
co robią przyjaciółki. Usiądziemy i pogadamy. Podzielimy się
jakimś drobnym jedzonkiem.
Co jadasz w szkole?
- Nie
wiem... - odpowiedziałam wyrażnie nie spodziewając się takiego
pytania – różnie... jogurty... marchewki...
- Marchewki?
Super! Przynieś mi jutro marchewkę zatem.
- Dobrze...
- zgodziłam się lekko zaspanym tonem.
- To
do jutra. Papa.
Rozłączyła
się, więc mogłam w spokoju zasnąć. Następnego dnia otrzymałam
na drugiej lekcji smsa z informacją gdzie mam czekać na długiej
przerwie. Zjawiłam się w wyznaczonym miejscu gdy tylko pozwolono mi
opuścić klasę po trzeciej lekcji. Po minucie samotnego siedzenia
na ławeczce przy bibliotece, zaczęłam się niepokoić i
wyciągnęłam telefon. Zadzwoniłam do Werki, lecz ta nie odebrała.
Wysłałam smsa i ponownie zadzwoniłam. Niestety ponownie skazana
byłam na wysłuchanie jej grania na czekanie w postaci jakiejś
dziwnej piosenki. Wstałam i rozejrzałam się, wyjrzała przez okno
po czym zajrzałam do biblioteki i chciałam powrócić na ławeczkę,
lecz siedziała już na niej para metali z którejś maturalnej
klasy. Oparłam się zatem o parapet przy sąsiednim oknie oglądając
szkolne boisko i wyciągnąwszy telefon myślałam co z nim zrobić:
zadzwonić czy napisać. Wnet poczułam jak ktoś mną potrząsa.
Odwróciwszy się, ujrzałam roześmianą buźkę Werki.
- O,
jesteś już! - wrzasnęła, przytulając mnie i niemal wbijając w
parapet.
- Tak,
siostrzyczko, czekam od początku przerwy.
- Oj
przepraszam, Słońce, nie gniewaj się. Byłam w męskim na fajce.
- Palisz?
- zapytałam zszokowana, rozglądając się po korytarzu pełnym
pierwszaków.
- Widzisz
tę sylwetkę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, gładząc się
jedną dłonią po biodrze, a drugą opierając o przyjaciółkę,
lustrując tymczasem jakiegoś pierwszaka, który z wielkim
zainteresowaniem ją obserwował – to zasługa kuracji nikotynowej.
Od września schudłam piętnaście kilo.
- No
dobra, ale palenie szkodzi na cerę i na zęby i na płuca i powoduje
raka...
- Raka,
sraka – przerwała jej Wera – wszystko dookoła jest rakotwórcze.
Jak jest ci pisany rak to i tak go dostaniesz. A ja mam zajebistą
cerę i nieskazitelny uśmiech – mówiąc to wyszczerzyła się
sztucznie – i niech mi ktoś powie, że palenie jest niezdrowe!
Zdrowe jest, bo od niego się chudnie.
Ten
interesujący wywód przerwał jej dzwonek, który w ciągu kilku
sekund spłoszył wszystkich pierwszaków pod klasy. Po kilkunastu
sekundach słuchania dzwonienia, odsunęłam się od parapetu, a gdy
już chciałam się żegnać, Weronika przyciągnęła mnie do siebie
i powiedziała na ucho:
- Dzisiaj
o siedemnastej pod kinem. Będą fajni ludzie, zobaczysz.
I sobie
poszła.
Na
kolejnej lekcji myślałam o wielu rzeczach, ale z pewnością nie o
matematyce. Lewa ręka bezwolnie kreśliła po zeszycie jakieś
liczby i symbole, podczas gdy umysł zastanawiał się, dlaczego
Weronika zaprosiła mnie do kina. I na jaki pójdziemy film? Kto
jeszcze tam będzie? Kim są ci „fajni ludzie”? Czy usiądziemy
na kanapach z tyłu? Wszystkie te pytania zawarłam w smsie, który
pod ławką zdołałam napisać i przesłać do siostrzyczki pod
koniec lekcji. Po dzwonku wytoczyłam się zamyślona z sali jako
jedna z ostatnich osób z klasy. Zbliżając się do automatu przy
schodach, spojrzałam na jednego z tych szalejących po korytarzach
pierwszaków, który właśnie podchodził do automatu. Gdy
zorientowałam się, że to ten sam dzieciak, który na poprzedniej
przerwie przyglądał się nam gdy rozmawiałyśmy o paleniu,
zachichrałam się lekko pod nosem, na co on odpowiedział delikatnym
uśmiechem, który wydał mi się jakby... zalotny. Przeszłam obok
niego, zatrzymując się przy schodach i zastanowiłam się, czy
przypadkiem mój atak śmiechu nie został przez niego odebrany jako
zachęcający do flirtu uśmiech. Tak samo zalotny jak ten jego.
Po
krótkiej chwili chłopak odszedł od automatu z papierowym
kubeczkiem wypełnionym kawą, a jego miejsce przy maszynie zajęłam
ja, by kupić to samo co on, jednak gdy schyliłam się by nacisnąć
guziczek, ujrzałam w dolnej szparce 30 groszy. Pomyślałam wnet, że
oddam poprzedniemu klientowi resztę jaką mu wydano i chwyciwszy ją
w lewą dłoń, podeszłam żwawym krokiem za róg, gdzie znajdowały
się stoliki, przy których zazwyczaj spożywano posiłki i napoje.
Miejsce to nazywano w szkole kawiarnią, choć supernowoczesne
pierwszaki określały ją mianem „Starbucksa”. Tam jednak, na
jedynym zajętym stoliku dostrzegłam siedzącego tyłem do wejścia,
niepozornego chłopca, któremu towarzyszyły trzy dziewczyny
(zapewne pierwszaczki) zajmujące pozostałe miejsca przy
czteroosobowym stole. Widząc to, szybko wyskoczyłam z kawiarni i
przymknęłam za sobą drzwi, myśląc sobie: „Boże, dobrze, że
mnie nie zauważył! Jestem idiotką”. Wracając do automatu
dodawałam do tego jeszcze „gdyby nie te suki... gdyby nie te suki
to bym mu oddała te drobne. Teraz każda jest mu winna 10 groszy”.
Na
kolejnej lekcji, zamiast słuchać kolejnej niezwykłej opowieści,
wygłaszanej przez swoją ukochaną polonistkę, o tym jak w Rzymie
spotkała Piotra Kupichę, myślałam ciągle o tym słodziutkim
uśmiechu słodkiego pierwszaczka. Chłopak nie był może
nadzwyczajnie przystojny czy ładny, ale miał ten niesamowicie
słodki uśmiech, którym sporo nadrabiał. Był średniego wzrostu,
może trochę poniżej 180 cm i miał bardzo ciemne, niemal czarne
oczy. Prawie tak ciemne jak jego włosy, których ułożenie można
by opisać jako marną podróbkę Justina Biebera. Miał na sobie
vansy... czarne lub niebieskie... w każdym razie jakieś ciemne. I
niebieską, kraciastą koszulę. Niebiesko-zieloną... I niebieskie
rurki... albo zielone. W każdym razie na pewno dopasowane pod kolor
koszuli. A zamiast plecaka miał zarzuconą na ramię czarną torbę.
„Może pedał” pomyślałam, zbierając do kupy wszystkie
elementy jego krótkiej charakteryzacji. Ale jego spojrzenie było na
tyle niepowtarzalnie głębokie, przeszywające ją całą od stóp
do głów, że nie sposób było o nim zapomnieć. Co chwilę
materializowały mi się w głowie te czarne paczałki. Nawiedzały
mój umysł również na następnej lekcji a także potem, gdy
wracałam pieszo do domu, gdzie czekały na mnie ruskie pierogi.
Już o
szesnastej wyłączyłam komputer i otworzyłam szafę. Niełatwo
było wybrać odpowiedni strój na tę okazję, wszak nieczęsto
zdarzało mi się wychodzić ze znajomymi. Choć w tym przypadku
wychodzi z nieznajomymi. Tym bardziej zatem zależało mi na
zrobieniu jak najlepszego pierwszego wrażenia. Pół godziny zajęło
mi ubranie się i pomalowanie. W pośpiechu wyszłam z domu,
zapominając o popsikaniu się perfumami, co uświadomiłam sobie
dopiero w połowie drogi. Druga połowa drogi minęła mi na
poszukiwaniu jakichkolwiek perfum w torebce. Czekając na zielone
światło przed galerią, wyciągnęłam telefon, w którym widniał
sms od nieznanego numeru o treści „będziesz?”. Minutę później
byłam już na wprost bocznego wejścia, przy którym siedziały na
ławeczce trzy dziewczyny otoczone kółeczkiem znajomych. Jedna z
siedzących wtrąciła się w rozmowę grupy krzycząc ostentacyjnie
„idzie!”. To było o mnie. Krąg stojących obrócił się twarzą
do mnie, a składał się on z Weroniki i dwóch niewysokich chłopców
(jeden był mojego wzrostu a drugi nawet niższy).
- Cześć.
Jesteś wreszcie. Teraz muszę cię opierdolić, bo bilety odbiera
się najpóźniej piętnaście minut przed seansem, a ty przyszłaś
za pięć. W dodatku nie upewniając nas o przyjściu. Nieładnie. A
teraz poznajcie się.
- Jestem
Szymon – powiedział ten niższy wyciągając dłoń
- Kacper
– bąknął ten drugi. Swoją drogą zdawało mi się, że skądś
go kojarzę.
Następnie
podeszłam do powstającej na mój widok z ławki trójcy.
- Alicja
- Paulina
- Basia
Pomyślałam,
że będzie dobrze jeśli zapamiętam wszystkie. A gdy trójca i
chłopaki poszli przodem, Werka przytrzymała mnie i wręczając
bilet powiedziała:
- Szymuś
nam kupił bilety. To bardzo w porządku z jego strony. Ma bogatych
rodziców. Jego ojciec jest sędzią a mama adwokatem. Albo
adwokatką. W każdym razie dobrze zarabia kimkolwiek by nie była.
- Okej...
- Kupisz
mi popcorn? - zapytała przechodząc koło bufeciku.
- Bierzemy
duży na spółę – odparłam zdecydowanie.
Gdy
kupowałyśmy, reszta już zajmowała miejsca w sali, więc wchodząc
musiałyśmy uporać się już z panującą wszędzie wokół
ciemnością. A towarzyszy wytropiłyśmy świecąc sobie telefonem.
I jako że szłam ostatnia, usiadłam na najgorszym miejscu – z
brzegu. Ale przynajmniej koło Wery.
- Ej,
weź mi sprawdź ile ten film trwa i o której mam powrotny autobus.
- Szóstka
czy ósemka? - zapytałam wyciągając telefon
- Obojętnie.
- Sorki,
ale tu nie ma wifi
- A
nie masz normalnego internetu w telefonie? Biedactwo. To co ty robisz
jak ci się nudzi na religii lub na niemieckim?
- Robię
zadania z matmy i z chemii.
- A
na przerwach?
- Gadam
z koleżankami.
- A
w drodze z i do szkoły?
- Słucham
muzyki.
- A
przed zaśnięciem?
- Czytam
albo myślę. A ty w każdej z tych sytuacji siedzisz na fejsie?
- Nie
siedzę. Wchodzę i wychodzę. Sprawdzam tylko czy coś się dzieje
ciekawego. Wiem, że jestem uzależniona. Ale dopiero gdy jestem na
komputerze, to daje o sobie znać. - opowiadała grzebiąc w
międzyczasie w telefonie – Przeglądam profile ludzi, znajomych,
znajomych znajomych, gwiazd i w ogóle. Sprawdzam kto komu komentuje
i lajkuje, ile kto ma lajków... Ale teraz nie mam na to czasu.
Ja
tymczasem nieśmiało pobierałam z kubełka po jednej kuleczce
popcornu. Reklamy się skończyły i na widowni zapadła cisza. Prócz
grupy licealistów, na sali była jedynie para gimbusek siedząca w
ostatnim rzędzie. Czyli tuż nad nami. Po wyświetleniu się na
wielkim ekranie loga producenta filmu, z rzędu wyżej dały się
słyszeć dwa syczące odgłosy – jeden po drugim. Zabrakło mi
jednak śmiałości żeby spojrzeć na gimbuski w celu określenia
źródła owych dźwięków. Chwilę później wszystko się
wyjaśniło.
- Już
czas – powiedział któryś z chłopaków i dziewczyny wyciągnęły
ze swych toreb piwa.
Ze
zdumieniem patrzyłam jak rozdają je chłopakom (którzy nie noszą
torebek więc nie mają jak przemycać alkoholu).
- A
ty nie wzięłaś piwa? Gdybyś się nie spóźniła to byś zdążyła
skoczyć z nami do sklepu. Mam dwa. Chcesz jedno?
- Nie...
- odpowiedziałam, choć po chwili zmieniłam zdanie i dodałam
„tak”.
Wzięłam
je i sączyłam przez pół filmu. Gdy dopijając je zastanawiałam
się gdzie umieścić pustą puszkę, Weronika szepnęła:
- Gimbuski
poszły na dół. A to oznacza że...
- Że?
- Zwolniły
kanapy! Idziemy na kanapy! - wrzasnęła na cały głos, aż gimbuski
z wrażenia podskoczyły i pobiegły w górę.
Zaczął
się wyścig, jednak nasza grupa szybciej dobiegła na kanapy jako że
miała bliżej, a swoje zwycięstwo ukoronowałyśmy tryumfalnym
rzutem kurtkami gimbusek na niższe rzędy. W tym zamieszaniu doszło
do przetasowań i tak Kacper siedział z Werą, a Paulina i Basia
ściskały się na jednej z Szymonem. Do mnie przysiadła się zatem
Alicja. Od tej chwili bardziej niż filmem, byłam zainteresowana
wzajemnymi umizgami Kacpra i Werki. Zastanawiało mnie, że ta
szkolna piękność kręci z przeciętnej urody pierwszakiem. Uważnie
przyglądałam się każdemu ich ruchowi. Najpierw karmiła go
popcornem – naszym wspólnym popcornem! Szturchnęłam ją, prosząc
o przestawienie kubełka między nas, lecz ten był już niemal
pusty. Niesamowicie zdenerwował mnie ten ironiczny wybuch śmiechu
Kacpra, tak jakby było coś śmiesznego w tym że wszamał mój
popcorn. Wciąż zastanawiałam się skąd go znam. Gdzieś już
słyszałam ten śmiech... Przez kilka kolejnych rzutów okiem
szeptali, sobie coś do ucha, aż przy kolejnym spostrzegłam, że
ona już nie mówi do jego ucha, lecz je ssie. Totalnie
niezainteresowana komentarzami Ali do filmu oraz nim samym, patrzyłam
jak ma siostra schodzi wargami niżej, na szyję, dłoń zaś
trzymając na jego udzie. On zaś zachęcony jej pieszczotami wsunął
od dołu dłoń pod jej koszulkę i powoli sunął nią w górę,
lecz nim dotarł do biustu, ku któremu zapewne zmierzał, chwyciła
obie jego ręce swoimi, ścisnęła mocno i popatrzyła głęboko w
oczy. Kompletnie nieświadomi tego, że są obserwowani z obu stron,
pocałowali się, choć pocałunek ten trwał zaledwie kilkanaście
sekund. Po nim zachowywali się zupełnie inaczej niż jeszcze chwilę
wcześniej. Droczyli się po przyjacielsku, łaskotali nad biodrem,
bili czyjąś pustą plastikową butelką po głowie i karmili
snickersem (choć to akurat było całkiem słodkie).
I tak
minęła końcówka filmu. A po nim wszyscy zebraliśmy się za
galerią. Prawie wszyscy...
- Gdzie
Wera? - zapytałam.
- W
toalecie z Basią.
- Czy
wy kobiety zawsze musicie chodzić do kibelka parami? - zapytał
Szymon
- Typowe
męskie pytanie – odparła Paulina – wy po prostu nigdy nie
zrozumiecie nas kobiet. O, idą nasze kobiety.
- To
gdzie idziemy zajarać? Nad rzekę? - zapytał Kacperek.
- Tak.
- To
idziemy.
I gdy
tylko nas dogoniły, cała grupa ruszyła zajarać nad rzeką. Miałam
nadzieję, że nie będę jedyną niepalącą w towarzystwie.
Usiadłszy przy brzegu rzeczki w półkolu, zaczęły wyciągać
papierosy. Kacper też wyjął. Wtedy mnie olśniło.
- Już
wiem skąd cię znam!
- Mnie?
Skąd?
- Byłeś
kiedyś w damskim u nas w szkole. Wyszłam z kabiny i chciałam się
na ciebie wydrzeć, że to damski i żebyś poszedł do męskiego.
Ale zanim odważyłam się odezwać, ty zapytałeś czy mam ognia...
- Nie
pamiętam. Ale mogło tak być. Ale już nie chodzę do babskiego, bo
mnie kiedyś tam Mariolka zdybała i myślała, że dziewczyny tam
podglądam. Przecież nie mogłem powiedzieć, że wpadłem tam
zajarać.
- Mogliby
zrobić u nas w szkole palarnię a nie.
- A
ty nie palisz? - zapytała Werka Szymka.
- Nie,
no coś ty.
- Od
kiedy?
- Od
zawsze. Wtedy u Kacpra to był wyjątek.
- U
Ewki też był wyjątek?
- Tak.
I u Julki i jeszcze gdzieś tam.
- To
co, teraz na jakieś piwko idziemy?
Bardzo
mnie to zdziwiło, wszak dopiero co jedno wypiliśmy w kinie. W
domciu czekało na mnie kilka zadanek z matmy i list na angielski. I
przygotować się na polski. Szybko wyliczyłam, że zajmie to dwie
godziny a więc przy założeniu że zasnę o północy, wrócić
mogę do domu koło dziewiątej (godzina na mycie i inne takie). W
międzyczasie wybrano miejscówkę do picia. Basia jako że była z
lutego i miała już dowód, zebrała hajs i kupiła każdemu po
piwku, które wypiliśmy w ich ulubionej miejscówce nad rzeką
znanej pod nazwą Pustynia. Po ósmej, nasi towarzysze zaczęli się
rozchodzić, a Szymon poszedł w tym samym kierunku, co ja.
Zaproponował mi, że odprowadzi mnie na przystanek, od którego
dzieliło nas jakieś pięć minut drogi.
- Skąd
znasz Weronkę? - zapytałam nieśmiało, szukając tematu do
rozmowy.
- Ze
szkoły. Konkretnie to poznałem ją przez Alę, bo ona chodzi ze mną
i z Kacprem do klasy a z Werą się koleguje. Teraz się pozmieniało.
Ze mną się przyjaźni, a z Alą to tak tylko trochę się kumpluje.
- Przyjaźni?
Nie wiedziałam. Nie mówiła mi nigdy o tobie.
- Długo
się znacie?
- Dwa
dni niecałe.
- Dwa
dni? To pewnie niewiele ci zdążyła powiedzieć. Dwa dni? I już
mówicie o sobie „siostry”?
- No
wiesz, to się czuje... takie braterstwo dusz.
- W
waszym przypadku siostrzyctwo.
- Exactly.
- I
przeze mnie poznała Kacpra.
- No
właśnie... to coś poważnego?
- Nie
wiem, to nieprawdopodobne że Kacper wyrwał taką laskę. Nie
wydawał mi się być takim alvaro...
- A
po niej się nie spodziewałam, że zwraca w ogóle uwagę na
młodszych.
- A
co to zmienia, że jest młodszy?
- Nic,
ja też nie mam nic przeciwko młodszym – powiedziałam licząc na
to, że odbierze to właściwie.
- Ani
ja przeciwko starszym – odpowiedział jakby zalotnie, przekonując
mnie o tym, że zrozumiał mnie zgodnie z moją intencją.
- To
mój przystanek – powiedziałam, wskazując głową na wiatę, po
czym odwróciłam się i dodałam – a to mój autobus.
- A
może odprowadzę cię do samego domu? - Zapytał smutno spoglądając
na nadjeżdżający autobus. - Gdzie mieszkasz?
- Na
Dąbrowskiego.
- To
faktycznie, kawałek stąd.
Autobus
stanął w zatoczce i otworzył swe wrota. Po pożegnalnym hugu,
Szymon odszedł powoli i wyciągnął telefon, a ja postawiłam lewą
nogę na niską podłogę autobusu, lecz wtem mym oczom ukazało się
dwóch siedzących na tyłach chłopaków, z których jeden z nich to
mój były. Drugą nogę w ostatniej chwili wycofałam z wrażenia i
nie wiedząc jak wejść i pozostać niezauważoną, w ostateczności
straciłam równowagę i spadłam na chodnik, po czym pobiegłam
rzucając się w objęcia Szymona, który słysząc hyc
o chodnik
mimowolnie odwrócił się i w momencie wtulenia się, wypuścił
swojego iphone'a.
- O
Boże, tam był kanar! - krzyknęłam nie wiedząc jak usprawiedliwić
swoje durne zachowanie, choć to był akurat słaby argument.
Wychodząc
z jego objęć schyliłam się aby podnieść telefon.
- O,
masz iphone'a! - wykrzyczałam odruchowo – Ale fajnie! Czwórka?
- Czwórka.
- O
Boże! - krzyknęłam spostrzegając, że jego ekran jest rozbity.
- O
Boże! - krzyknął, lecz z całkowitym spokojem jak gdyby nic się
nie stało – co my teraz zrobimy?
- Przepraszam...
- Nie
ma za co – odparł z uśmieszkiem tak perfidnie ironicznym, że aż
się wierzyć nie chce.
- Ile
taki ekran kosztuje?
- A
nie wiem, ze trzy stówki.
- Dobra,
odkupię... - powiedziałam zmartwiona i ruszyliśmy w kierunku ulicy
Dąbrowskiego, jako że autobus dawno już odjechał, a kolejny
dopiero za pół godziny.
Przeszliśmy
przez przejście dla pieszych, w milczeniu minęliśmy kiosk, gdy
nagle Szymon wymamrotał:
- Wiesz
co? On jest zbity już od pół roku. Chowałem go kiedyś do
kieszeni, ale nie trafiłem.
- Cooooooo?
- Wiem,
straszna ze mnie niezdara.
Kamień
spadł mi z serca, bo zdaje się, że nawet nie miałam takiej kwoty
przy sobie. Swoją drogą, perspektywa niekrótkiego spacerku ze
świeżo poznanym pierwszaczkiem napawał mnie optymizmem. Może nie
jest on taki słodki i kuszący jak tamten spod automatu, lecz dobrze
się z nim dogaduję. Gdyby trochę schudł, pewnie bardziej bym się
nim, zainteresowała, choć i tak nie jest mi obojętny.
- Ale
mnie wystraszyłeś, serio! - krzyknęłam lekko go szturchając - A
myślałam, że to ja jestem niezdarą!
- A
czym przebiłabyś nietrafienie telefonem do kieszeni?
- Może
wrzuceniem suszarki do wanny?
- Co?
A nie pokopał cię prąd?
- Nie,
bo wyciągałam ją dopiero z szafki. Gdyby była podłączona, to
nie dosięgnęłaby do wanny. Ktoś inteligentnie ulokował gniazdko
tak na wszelki wypadek.
- Nie,
to nie przebije mojego iphone'a.
- A
co go przebije? - zapytałam.
- Nie
wiem... ty mi powiedz – odparł i oboje się zaśmialiśmy.
Przeszliśmy
przez stare miasto rozmawiając o naszych największych życiowych
wpadkach i wypadkach. Świetnie nam się rozmawiało i żartowało.
Tak bardzo, że aż nie mogłam się doczekać następnego spotkania.
W pewnym momencie stanęliśmy oboje na skrzyżowaniu i oczekiwaliśmy
aż ktoś podejmie decyzję którędy dalej iść.
- W
lewo? - zapytałam.
- Tak
właśnie... - odparł Szymon i podążyliśmy razem wzdłuż ulicy
Ofiar Oświęcimskich.
A nim
doszliśmy do jej końca, słońce ukryło się za horyzontem.
Mijając bloki i kamienice rozmawialiśmy o nauczycielach ze szkoły,
z radością odkrywając, że uczą nas w większości ci sami
belfrzy. Wymienianie się spostrzeżeniami na ich temat pochłonęło
nas tak bardzo, że nim się zorientowaliśmy – staliśmy na
skrzyżowaniu, na którym to nasze drogi się rozchodziły. Stanęłam
naprzeciwko Szymona i uśmiechając się mimowolnie, odgarnęłam
włosy lewą ręką, po czym położyłam ją na torebce i spojrzałam
na lustrującego mnie od kilku sekund wzrokiem młodzieńca. Wbiłam
swój wzrok prosto w jego źrenice, wyczuwając, że dystans między
nami niebezpiecznie maleje. Wtedy machnęłam mocno ramionami i
otoczyłam nimi nowego kolegę, a on odwzajemnił huga, który trwał
dobrych kilka sekund. Odchodząc rzekł delikatnie „pa” i oddalił
się. Poczekałam chwilkę na skrzyżowaniu, ciekawa czy Szymon się
odwróci, po czym odeszłam, sama powstrzymując się przed
odwracaniem się. W końcu oboje zniknęliśmy za rogami innych ulic,
a to skrzyżowanie długo jeszcze nie zobaczy nas razem.
sobota, 7 czerwca 2014
Rozdział I - Weronika
Autor:
Unknown
o
04:16
Tego
wieczoru Michał wyciągnął mnie na kolejną imprezę. Konkretnie
była to osiemnastka jakiegoś jego kumpla, którego nawet nie
znałam. Po kilku wypitych kolejkach i paru przetańczonych wspólnie
kawałkach, Michał wyszedł z kumplami na fajkę, zostawiając swą
życiową partnerkę przy stole, wpieprzającą czipsy i zagryzającą
je wafelkami z Biedronki. Było trochę po dziesiątej. Może nawet
wpół do jedenastej. Czekałam na niego cierpliwie dwie
piosenki, lecz gdy skończyła się trzecia, dopiłam soczek (coby
nikt mi nic do niego nie dosypał) i postanowiłam się przejść.
Byłam nieco wstawiona, więc po wyjściu z sali, nie wiedząc dokąd
się udać, przysiadłam w pomieszczeniu tymczasowo zwanym szatnią
na wprost swojej kurtki. Wyciągnęłam z lewej kieszeni spodni
telefon, udając, że coś konstruktywnego w nim robię, lecz tak
naprawdę trzymałam go tylko po to, żeby zająć czymś ręce i
umysł.
Po chwili
usłyszałam trzask zamykających się drzwi od toalety, a zza rogu
wyłoniła się ona. Prawdopodobnie najpiękniejsza dziewczyna w
naszej szkole, o której gdy tylko wyczaiłam ją na korytarzu
na początku liceum, pomyślałam, że chciałabym wyglądać tak jak
ona. Falujące włosy o odcieniu ciemnego blondu opadające na
ramiona i gładka jak pupcia niemowlaka cera były tym, czego
zazdrościłam jej od kiedy ją pierwszy raz ujrzałam. Jednak z
biegiem czasu dostrzegałam coraz więcej elementów jej urody
i zwracałam uwagę na każdy najdrobniejszy szczególik.
Podziwiam też jej zęby które są proste jak u modelek z
reklam pasty do zębów (choć nie są lśniąco białe) oraz
drobne usteczka i zgrabne nogi. Wracając na salę, zatrzymała się
przy szatni i spojrzała na mnie, co sprawiło, że odruchowo
podniosłam swój wzrok znad telefonu. Podparła się jedną
ręką o ścianę, drugą zaś wykonała w moją stronę jakiś
niezrozumiały gest i wybuchnęła śmiechem, po czym usiadła
naprzeciw mnie, położyła dłoń na mym prawym nadgarstku i rzekła
głośno:
- Ale ty
to masz zajebiście w sumie.
Z
wrażenia wypadł mi telefon z ręki. Weronika podeszła do mnie i
nawet zagadała! I powiedziała coś tak dziwnego... Poza tym, po
trzech godzinach imprezy w końcu dostrzegłam jakąś znajomą twarz
(poza swoim chłopakiem) lecz ta twarz była mi znana niestety tylko
z widzenia. A widywałam ją niemal co dzień na korytarzu szkolnym.
Weronika była pięknością z humana. Według spotted szkoły była
jedną z trzech najładniejszych dziewczyn w szkole obok Agaty
Wiśniewskiej i Pauliny Zakościelnej.
- Ja? -
zapytałam schylając się po telefon, choć ułamek sekundy
wcześniej, dłoń na nim zdążyła już położyć Weronika. Nasze
spojrzenia natychmiast przeniosły się z dłoni na oczy, by raptem
chwilę później znów zwrócić się w stronę
podłogi. Położyłam swe dłonie na kolanach, a Weronika podała mi
telefon szyderczo się uśmiechając.
- Jak
mam? - zapytałam z niedowierzaniem, jako że na poprzednie pytanie
nie uzyskałam odpowiedzi.
- Z
jednej strony zajebiście. Z drugiej strony zaś chujowo.
- I ta
odpowiedź bardziej mnie przekonuje – odparłam Weronice,
podziwiając jej nogi, które pomimo chłodnego zmierzchu
eksponowane były niemal w całej swej okazałości, a ich
przeciwległe końce zakrywały czarna miniówka oraz różowe
vansy. - Mogłabyś jednak rozwinąć swą wypowiedź?
- Mogłabym.
A więc jesteś Sandra Piórczyńska, mam rację? - zapytała
Weronika i natychmiast otrzymała potwierdzenie w postaci głębokiego
kiwnięcia głową. - Podoba mi się to imię „Sandra” -
kontynuowała Wera – Jest takie... kurewskie. Ale w pozytywnym tego
słowa znaczeniu.
„Tak
jakby to słowo miało jakikolwiek pozytywny wydźwięk”
pomyślałam, lecz zareagowałam na ten komentarz jedynie pionowym
ruchem gałek ocznych.
- A
nazwisko sugeruje, że jesteś siostrą Ady Piórczyńskiej,
najlepszej pływaczki w historii szkoły. Chodziła do klasy z moją
kuzynką.
- Dużo o
mnie wiesz – powiedziałam – to dosyć zaskakujące biorąc pod
uwagę to, że nie jestem fejmem w odróżnieniu od ciebie.
- Schlebiasz
mi kochana, ale do największych fejmów w naszym mieście czy
nawet w naszej szkole, to trochę mi daleko – odparła uśmiechając
się mocno i znów łapiąc mnie za nadgarstek – Kontynuując.
Nauczyciele cię lubią, bo jesteś taka grzeczna i dobrze się
uczysz. Wygrałaś konkurs ekologiczny i byłaś w tej drużynie
która coś tam wygrała we Wrocławiu. I jeszcze przeszłaś
do centralnego etapu olimpiady chemicznej.
- Na
razie byłam na okręgowym etapie. Wyniki będą wkrótce... i
wtedy się okaże czy będzie ten centralny czy nie... ale jestem
dobrej myśli.
- Na
pewno będzie. Przecież jesteś Sandrą Piórczyńską, musi
ci się udać. Kontynuując: wygrywasz konkursy. Zdałaś FCE. I
miałaś pasek w liceum. A to jest sukces. Powiedz mi ile się uczysz
żeby mieć pasek?
- Ale co
ile? Ile czasu? Dziennie?
- No na
przykład.
- Tak...
różnie... - odrzekła nie wiedząc co ma powiedzieć.
Wciąż
byłam pod wrażeniem tego, ile obca osoba ma o mnie informacji i
nieco ostrożnie podchodziłam do dalszego spoufalania się z nią. Z
drugiej strony jednak czułam się wyróżniona. Słynna
Weronika Gęsikowska z humana rozmawia ze mną niemalże jak z
przyjaciółką. Z tego względu przeszywał mnie co jakiś
czas dreszcz porównywalny z tym, który poczułam gdy
Wera tu przyszła i pierwszy raz na mnie spojrzała oraz później,
gdy podniosła mój telefon. Nie miałam jednak ochoty ruszać
się stamtąd, bo nie czułam się najlepiej, a nie było przy mnie
chłopaka, który pomógłby mi przemieścić się na
świeże powietrze lub na salę.
- I w
pierwszej klasie miałaś pasek. A teraz też będziesz miała?
- Nie
wiem, mamy dopiero marzec.
- Dobra,
dobra, nie mówmy o szkole, ale bardziej o tobie. Coś robisz
oprócz uczenia się? Masz jakieś ciekawe pasje albo hobby?
- Mam
chłopaka.
- To
prawda. Twój chłopak jest znany w całym mieście. Wiele się
o nim słyszy.
- Co
takiego? - zapytałam zaciekawiona jej odpowiedzią.
- Rozumiesz...
ma bogatych rodziców, którzy obracają się w
środowisku tej naszej elitki. A elitka to takie specyficzne
środowisko. Co nieco o tym wiem, bo z niektórymi fejmami się
zadaję, na przykład z Wójcickimi albo z Klaudią.
- Nie
znam.
- Nie
znasz? Jak to nie znasz? To są fejmy, to jest elita! Jak można ich
nie znać?
I
wykonałam kolejne głębokie kiwnięcie, nie tylko głową ale i
całym tułowiem.
- W sumie
masz rację – kontynuowała blondynka – można ich nie znać
osobiście... bo nie każdy dostępuje tego zaszczytu zadawania się
z elitką. Ale na pewno o nich słyszałaś. Albo chociaż widziałaś
na fejsie - mówiła z wyrachowaniem.
- Wiesz
co? Chyba nie...
- Może
kojarzysz tylko ci się poprzestawiało bo za dużo wypiłaś. Ja też
trochę wypiłam i jestem teraz trochę wesoła – jak zawsze kiedy
wypiję!
Weronika
ponownie wybuchnęła śmiechem, a w międzyczasie przez szatnię
przewinął się jakiś chłopak, który przyszedł tam tylko
po to aby wyjąć z kurtki zapalniczkę i po chwili zostawił
dziewczyny sam na sam.
- A
widziałaś tego gościa? To był Wojciech jakiś tam. Jego sąsiad,
Łukasz jest gejem. Podobno.
- Podobno
– powtórzyłam znużona, znów głęboko przytakując.
- Ponoć
kręcił z takim jednym Tomkiem Szymańskim. Nie przyznał się tak
otwarcie całemu światu, rozumiesz? Dlatego mówię, że
podobno. Ja też się nie przyznaję nikomu że jestem biseksualna.
- Ale
właśnie to zrobiłaś – zauważyłam, tak jakby wracała mi
trzeźwość myślenia.
- Tobie
mogę, bo ty przecież też jesteś bi. A nasze środowisko jest dość
dyskretne więc wszystko zostaje między nami, prawda?
- Ale ja
nie jestem bi – odparłam po dłuższej chwili, poświęconej na
sklecenie tego zdania w jak najbardziej przekonujący i stanowczy
sposób w zasadzie nie wiedząc czy nie lepiej byłoby się
przyznać i zakończyć tę męczącą dla niej dyskusję.
- Przecież
wiem, że jesteś, podejrzewałam cię już od co najmniej roku.
Wyczuwam to, rozumiesz? Mamy taki radar po prostu, czaisz?
- Nie,
nie rozumiem tego. Chyba za dużo wypiłam.
- Dobra
tam. Wróćmy do twojego Michasia. Michaś to pajac. Serio.
Popatrz na jego ryj. Wyciągnij portfel w którym masz jego
zdjęcie i spójrz na ten fejs. Ale rozumiem... liczy się
wnętrze... tylko jakie jest to wnętrze? Nadęty palant, kompletny
memagolal... megalolal... mememomam... nie wymówię... ale
rozumiesz? Egoista. Narcyz. Tak... to jest to czego szukałam.
Narcyz. Nie chce mi się przytaczać przykładów, osobiście
go nie znam, ale od każdego po trochu się nasłuchałam. I wszyscy
po kolei na mieście ci współczują że z nim jesteś. Tak,
właśnie tak. I nie jesteś z nim szczęśliwa, mam rację?
- Maaaaaaaaasz
– odpowiedziałam, ponownie kiwając całym tułowiem, co tym razem
zakończyło się jednak wytryskiem strumienia wymiocin z mej buzi,
który rozbryzgał się po podłodze
- Ojej,
to są rzygi! - wrzasnęła przerażona Werka, podczas gdy ja,
sprawczyni całego bałaganu wyjęłam chusteczki z kieszeni i
zaczęłam wycierać. - widzisz? To co zrobiłaś idealnie opisuje
twój stosunek do tego palanta. Pora z tym skończyć, mówię
ci. Zasługujesz na coś więcej od życia... poczekaj, pójdę
do kibla po papier – po chwili powróciła i pomogła
ścierać, kontynuując swój wykład – wiosna to idealny
moment na zakochanie się. A jeśli wiosną się nie uda, to od tego
mamy lato. „Summer love” i te sprawy. Zawsze chciałam przeżyć
taką romantyczną, wakacyjną przygodę... To w sumie smutne. Ty
sobie tutaj rzygasz w szatni, a twój facet densi z jakimiś
dupami, albo jara z kumplami. I ty tolerujesz takie zachowania...
- Ale tak
było zawsze przecież – odparłam, wrzucając do muszli ostatnią
zabrudzoną chusteczkę i siadając ponownie w szatni naprzeciw
Werki. Obie złączyłyśmy nogi, a następnie wyciągnęłyśmy je
do przodu aż zetknęłyśmy się czubkami butów, co wywołało
u nas dziką radość.
- Jesteśmy
ze sobą tylko od imprezy do imprezy – kontynuowałam opowieść o
swoim związku – a i tak nawet na nich nie jesteśmy razem. W
szkole się widujemy, ale czasami to tylko mijamy się na korytarzu i
tylko „cześć, cześć”. Może gdybyśmy byli w jednej klasie to
by było inaczej...
- Nie,
kochana, nie byłoby inaczej. Albo się jest razem, albo nie.
- Dobrze,
Werciu... mogę tak mówić?
- Możesz,
kochana, możesz. A ja jak mam twoje imię zdrabniać?
- Nie
wiem, w gimbazie mówili na mnie Sonia.
- Dobrze
Soniu. Chociaż to całkiem inne imię, ale niechaj będzie. Soniu:
on jest w matfizie a ty w biolchemie. Ale co to zmienia? Przecież to
nie na lekcji macie czas dla siebie tylko na przerwie, a przerwy
macie wspólne. A potem wspólny powrót ze
szkoły...
- Ale on
mieszka na innym końcu miasta niż ja.
- To
chociaż po szkole pójdźcie na obiad do galerii albo na
miasto albo ktoś do kogoś czy coś...
- Nie, bo
on ma angielski, tenisa, fizykę, fortepian, ręczną i jeszcze coś
tam.
- To po
fizyce albo tenisie...
- Nie ma
czasu widocznie. Ani na kino ani na najskromniejsze nawet choćby
posiedzenie razem wspólnie...
Po tych
słowach rozpłakałam się, więc Weronika mnie przytuliła. Widząc
mą rozpacz, sama się rozpłakała, co poskutkowało rozmazaniem się
tuszu do rzęs oraz tak zwanej tapety. Ale wtedy przekonałam się,
że moja nowa koleżanka nawet bez tapety jest przepiękna, czego
wielce jej zazdrościłam. W tym momencie myślałam jedynie o tym
jak bardzo niewiarygodne jest to, że ta piękność z humana
przytula mnie i pociesza jak najlepszą przyjaciółkę. To
przypadkowe spotkanie zwieńczone „hugiem” niezwykle poprawiło
mą samoocenę. Poczułam, że jednak mogę się zadawać z kimś
pokroju Weroniki i nie potrzebuję do tego chłopaka, którego
wszyscy znają, ale nikt go nie lubi. Nie chciałam jednak zostać
sama. Chciałabym z nim pójść na studniówkę (choć
to dopiero za rok), bo przecież wiadomo, że ktoś taki jak Michał
Malczewski nie idzie na taki bal z byle kim. Jego towarzystwo podnosi
mi ego prawie tak jak obecność przy mnie Werki. Ale jednak zupełnie
inaczej, bo przecież o tej wysokiej blondynce nie myśli się tak
źle jak o nim. Jest lubiana przez chłopaków oczarowanych jej
urodą i urokiem osobistym i znienawidzona przez tych, którzy
chcieliby ją mieć, lecz nie odważą się do niej zagadać. Lubi je
zgraja koleżanek z klasy, które starają się ją naśladować
jak w jakimś tandetnym amerykańskim filmie, lecz hejtują ją te,
dla których jest jedynie pustym plastikiem z humana. Może po
prostu zazdroszczą jej urody, stylu i klasy.
Dla
mnie wciąż jednak zagadką pozostawało to, jaka jest ona naprawdę.
Wydała mi się taka opiekuńcza, wszak pomogła mi gdy wymiotowałam.
Ale z drugiej strony była taka stanowcza i pewna siebie, nakazując
mi zerwać z chłopakiem, tudzież
wmawiając biseksualizm. Zajęła się jednak nowo poznaną koleżanką
bardzo dobrze. Jeszcze ze dwa razy pomogła mi zwrócić a
następnie wyszła ze mną na świeże powietrze. Tam razem
kontynuowałyśmy plotki o wspólnych znajomych ze szkoły oraz
o sobie nawzajem. Obie wesoło się chichrałyśmy i chwytałyśmy za
wszystkie możliwe fragmenty ręki w weselszych momentach, a gdy
schodziłyśmy na smutniejsze tematy, przytulałyśmy się i
dzieliłyśmy chusteczkami. A gdy zbliżała się północ,
schowałyśmy się za wielkim krzakiem, gdzie Weronika obiecała mi,
że pokaże mi coś, co muszę zobaczyć. Kucnęłyśmy naprzeciw
siebie i złapałyśmy się za ręce, ponownie stykając się
czubkami butów.
- Sisters?
- zapytała Weronika
- Sisters!
- odrzekła Sandra – sisters forever!
Po tym
dialogu przytuliłyśmy się równo o północy i czym
prędzej podążyłyśmy na salę by oglądać pasy. To niesamowite
jakim zainteresowaniem cieszy się ten barbarzyński zwyczaj
polegający na zadaniu w pośladki osiemnastu ciosów pasem od
spodni osobie klęczącej na krześle z błaganiem o litość
wypisanym na twarzy i bijącym mocno z oczu. Po tym rytuale,
powróciłyśmy na chwilę na zewnątrz, lecz z powodu niskiej
temperatury powietrza zwinęłyśmy się do środka i usiadłyśmy
przy stole, przy którym jadłyśmy czipsy (oby poszły w
cycki) i kontynuowałyśmy pogawędki. Tym razem jednak, już nie
było to obgadywanie znajomych lecz zwierzanie się sobie. Takie
klasyczne opowiadanie historii swojego życia. Bez pikantnych,
niezręcznych szczegółów. Na nie też przecież kiedyś
przyjdzie czas, ale nie tak od razu pierwszego dnia. Po pierwszej, po
Werkę przyjechał brat. Zaproponowała ona swojej nowej siostrze
podwózkę do domu, z której chętnie skorzystałam,
nawet nie żegnając się z Michałem. Całą drogę w samochodzie
Werka siedząc na shotgunie opowiadała bratu jaką to wspaniałą ma
siostrę (bo zawsze chciała mieć siostrę, a niestety ma tylko
brata), podczas gdy ta siostra siedziała z tyłu wbita w siedzenie
rozmyślając nad tym czy rozstać się z Michałem czy nie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)