- Podasz
mi krawat? - zapytał, wskazując na szufladkę w drzwiach.
- Jasne
– odparłam i przekazałam mu go. Uf, chodziło tylko o głupi
krawat.
- Nie
wiem czy lepiej bez, czy założyć – powiedział z taką
bezradnością w głosie, że aż mi się go zrobiło szkoda. Jego
ton głosu i sposób ekspresji pasowałby do osoby, której właśnie
wymordowano całą rodzinę i wszystkich najbliższych.
Nie
wiedziałam co powiedzieć, bo jakoś nie umiem rozmawiać z
nieznajomymi i w dodatku starszymi. Nie jestem też znawczynią mody,
więc nie wiem kiedy zakładać krawat, a kiedy nie. Mam tylko
nadzieję, że nie będzie go teraz wiązał i skupi się na
dojechaniu jak najszybciej do celu, bo z dworca mam jednak kawałeczek
na korty.
- A
jaka to okazja? - zapytałam.
- Mój
chłopak wraca z Islandii. Jadę po niego na dworzec.
- Z
Islandii? - zapytałam ze zdziwieniem, trochę żeby odwrócić uwagę
od tego, że to chłopak.
- Tak,
dokładnie. Będę musiał go teraz porządnie rozgrzać – dorzucił
i zaśmiał się ze swojego suchara, którego ja, wciąż
wystraszona, skwitowałam milczeniem.
- Skoro
długo się nie widzieliście, to radziłabym sprzątnąć ten burdel
z tyłu – powiedziałam, choć po chwili stwierdziłam, że to
mogło być zbyt śmiałe. Z drugiej jednak strony ten facet nie
sprawiał wrażenia kogoś, kto mógłby się na mnie o cokolwiek
pogniewać. Miałam nawet wrażenie, że to ja dominuję w tym aucie.
- Może
masz rację. Chociaż przecież nie będziemy tego robić w aucie –
odpowiedział i ponownie zaśmiał się ze swojego suchara, a ja
ponownie to przemilczałam – jesteśmy – dodał, zatrzymując
się.
- Dziękuję
bardzo – odparłam chwytając klamkę, ale drzwi nie chciały się
otworzyć. Znów przeszedł mnie dreszcz, choć przecież byłam w
środku miasta a samochód stał. Kierowca wystawił rękę i rzekł
swoim głosikiem:
- Tymoteusz.
- Weronika
– odpowiedziałam ściskając dłoń, po czym chwyciłam raz
jeszcze za klamkę, tym razem skutecznie. Tymuś rzucił jeszcze
delikatne „pa”, na które odpowiedziałam uśmieszkiem i
zamknęłam drzwi. To, że podałam mu nieswoje imię nie ma żadnego
znaczenia, bo i tak go przecież już nigdy nie spotkam.
Byłam w
połowie drogi na korty, gdy spostrzegłam, że idzie przede mną
jakaś dziewczyna z rakietą tenisową na plecach. Od tej pory
patrzyłam cały czas na nią, do momentu aż się odwróciła. Wtedy
stwierdziłam, że najprawdopodobniej jest to chłopak z długimi
włosami. Z chłopakiem może sobie Michał grać, to mi nie
przeszkadza.
Po
dotarciu na teren obiektów sportowych, usiadłam na ławeczce między
kortami a basenem, oczekując swojego chłopaka. Długo nie musiałam
czekać; usiadł na pierwszej ławce przy wejściu, a ja spokojnie
kryłam się za ścianką, przy której niedoszli tenisiści ćwiczą
odbijając piłkę o nią. W murku tym była dziurka, przez którą
pod odpowiednim kątem idealnie było widać jego ławkę. Po chwili
otrzymałam sms, w którym Iwona pochwaliła mi się, że wysiadła
na następnym przystanku i za kilka minut do mnie dołączy.
Michaś
powstał z ławeczki i przytulił delikatnie jakąś dziewczynę, po
czym ruszyli w moją stronę. Udało mi się sprytnie wymanewrować
tak, aby przejść na drugą stronę ścianki, gdy oni właśnie ją
mijali. Usłyszałam też wówczas fragment rozmowy, w której to
Michał chwalił się jakie auto planuje kupić jego ojciec. Żal.
Teraz obserwowałam ich przez tę samą dziurkę lecz od drugiej
strony.
Kilka
minut później dołączyła do mnie Iwona; oni zaś zajęli kort
numer trzy. Poszłyśmy do małego budynku, w którym oni byli przed
chwilą. Było w nim tylko jedno pomieszczenie, które było
jednocześnie biurem, sklepikiem, barem i być może pełniło
jeszcze inne funkcje. Siedział w nim starszy pan, który ujrzawszy
nas uśmiechnął się do nas i przywitał serdecznie. Zapytał, czy
chcemy grać, a ja nie chciałam się odzywać pierwsza i myślałam,
że Iwona odpowie za nas, że nie chcemy. Tymczasem ona
odpowiedziała, że zagramy, ale na razie chcemy popatrzeć jak nasza
przyjaciółka gra. Pan był na tyle miły, że wypożyczył nam
rakiety i piłki. W oczekiwaniu na koniec gry, podglądałyśmy ich
przez okno, w międzyczasie popijając kupioną w tym miejscu wodę.
Zjadłyśmy też zapiekanki, a starszy pan zagadywał do nas kilka
razy.
- Młodzi
fajnie grają – powiedział w pewnym momencie – często tu
przychodzą. Ogólnie to ładna z nich para.
Usłyszawszy
to myślałam, że udławię się zapiekanką. Iwona tymczasem
uśmiechnęła się ironicznie i ze stoickim spokojem odparła:
- To
prawda, uwielbiają tenisa. Zresztą ona często mówi nam o tenisie
– próbowała odpowiadać coś Iwona, choć nie wiedziała jak
nazywać tę dziewczynę, której imienia nawet nie znamy.
Za pięć
piąta skończyli grę i zaczęli po sobie sprzątać. Podziękowali
sobie za grę, ale nie było w tym niczego nagannego. Żadnych
pocałunków, żadnych przytulań. Nie wiem natomiast o czym
rozmawiali. W pewnym momencie wyjął z torby czekoladki i je wręczył
jej. Zdaje się, że się uśmiechnęła, po czym oddała mu pudełko.
Po chwili zaczęli się zbliżać do budynku w którym byłyśmy i w
tym momencie poczułam, że nasza konspiracja dobiega końca.
Schowałam się za drzwiami, i gdy weszli, ja wyszłam, a Iwona
wyszła za mną. Zdezorientowany Michał wraz ze swoją koleżanką,
nie przeoczywszy nas, wyszedł za nami, a ja odwróciłam się i
udając zaskoczenie powiedziałam:
- Cześć,
kochanie.
- Cześć.
Nie wiedziałem, że grasz w tenisa – powiedział.
- Pomyślałam,
że spróbuję, bo skoro ta gra sprawia ci tyle radości, to może ja
też zagram.
- To
może się poznajcie – powiedział i przedstawił nas sobie – to
jest Sandra, moja dziewczyna, to jej koleżanka Iwona, a to Ula.
Podałyśmy
sobie rączki, pouśmiechałyśmy się sztucznie do siebie, Ula coś
zagadała, a Iwona wdała się z nią w krótką rozmowę. Mogłam
się wówczas przyjrzeć tej dziewuszce. Miała piękne, proste,
ciemne blond włosy (podobne do Weroniki) i bardzo długie nogi.
Nigdy specjalnie nie podobały mi się u dziewczyn długie nogi, ale
muszę przyznać, że u niej wyglądały one znakomicie. Następnie
skupiłam się na Michale, który wyjmując z torby sportowej ręcznik
odsłonił leżące w niej czekoladki, a ja zapytałam:
- Dla
kogo te czekoladki?
- Dla
ciebie kochanie – odpowiedział i wręczył mi je.
Chciałam
zapytać czemu wcześniej dawał je Uli, ale nie chciałam robić
scenek przy ludziach; zostawiłam sobie to pytanie na wieczór lub na
jutro.
- Dziękuję.
Z jakiej to okazji, jeśli można wiedzieć? - zapytałam.
- Jutro
mija pół roku odkąd jesteśmy razem, skarbie – odpowiedział, a
ja zaczęłam liczyć to w głowie – miałem wręczyć ci to jutro,
ale skoro już się ich domagasz, to proszę bardzo.
- Skromnie
jak na półrocznicę – powiedziała Iwona.
- Jesteśmy
razem siedem miesięcy, a nie sześć – powiedziałam upewniając
się o tym uprzednio dziesięć razy – dzisiaj jest 18 marca, a
jesteśmy razem od 19 sierpnia.
- Czyli
sześć miesięcy – bronił się – wrzesień, październik,
listopad, grudzień, styczeń i luty.
- I
kawałek sierpnia i kawałek marca – powiedziała z uśmieszkiem
Ula.
- Matfiz...
- powiedziała z pogardą Iwona.
Wróciłam
do domu przed siódmą i czekało mnie sporo nauki na sprawdzian z
niemieckiego. Nie jest to przedmiot przyjemny, ale przynajmniej
dobrze, że nie wymagają od nas zbyt dużo nań. Prawdą jest, że
języki nam się przydadzą bardziej niż reszta rzeczy poznanych w
szkole, więc można poświęcić na to godzinkę czy dwie, choć
przyznam, że wolałabym się uczyć hiszpańskiego lub rosyjskiego.
Nim zabrałam się za to, przebierając się i wciskając kolację w
postaci owoców (dwa kiwi, banan, gruszka), zajrzałam na fejsa.
Polajkowałam nowe profilowe Kacpra i przyjęłam zaproszenie do
znajomych od Nikodema. Już miałam wyjść, gdy spostrzegłam, że
koperta na górnym pasku jest czerwona i sygnalizuje, że mam
wiadomości od dwóch osób. Przed sprawdzeniem kto to, jak zwykle
zrobiłam zakład ze samą sobą o to, kto to może być. Nagrodą w
tych zakładach, była kostka czekolady, lecz tylko w przypadku gdy
odgadłam wszystkich, co zdarzało się rzadko. Tym razem obstawiłam
Michała i Iwonę, choć wolałabym, by napisał do mnie Oluś... i
Weronika.
Ciąg dalszy wkrótce.
Zachęcam do komentowania.
Pozdrawiam <3
1 komentarze:
Przeczytałam wszystkie części, bardzo szybo mi to poszło. :-) Jestem zaintrygowana i pełna podziwu! Czekam bardzo niecierpliwie na więcej!
Prześlij komentarz