Miałam
nadzieję, że chłopakiem, o którym mówi moja mama jest Michał.
Ale pomyślałam, że gdyby to był on, to powiedziałaby, że to on,
bo go zna. A ona wspomniała o „jakimś” chłopaku. Nie potrafiła
opisać zbyt konkretnie jego wyglądu, ale jej określenia pasowały
do Kamila. Tym bardziej, że naprawił mi internet.
Wobec tego olałam lekcje i postanowiłam zebrać się w sobie i zaprosić w końcu Olusia do znajomych. Zdziwiłam się, gdy okazało się, że od trzech tygodni mam go już w gronie znajomych. Dziwne, że zaprosił mnie, nawet mnie nie znając. I jeszcze dziwniejsze, że przyjęłam. W takim razie, skoro mam się odważyć, napiszę do niego; ale dopiero jak będzie miał zieloną kropkę. Czekając na to aż się pojawi, dostałam wiadomość od Michała, którą całkowicie olałam i zabrałam się za lekcje. Czekałam do północy i się nie doczekałam, więc poszłam spać.
Wobec tego olałam lekcje i postanowiłam zebrać się w sobie i zaprosić w końcu Olusia do znajomych. Zdziwiłam się, gdy okazało się, że od trzech tygodni mam go już w gronie znajomych. Dziwne, że zaprosił mnie, nawet mnie nie znając. I jeszcze dziwniejsze, że przyjęłam. W takim razie, skoro mam się odważyć, napiszę do niego; ale dopiero jak będzie miał zieloną kropkę. Czekając na to aż się pojawi, dostałam wiadomość od Michała, którą całkowicie olałam i zabrałam się za lekcje. Czekałam do północy i się nie doczekałam, więc poszłam spać.
W szkole
dzień jak co dzień. Po pierwszej lekcji, czekał na mnie przed
klasą mój chłopak. To było takie słodkie i takie do niego
niepodobne! Przytulił mnie, pocałował w czoło, po czym poszliśmy
usiąść na schodach. Mijały nas tłumy zazdrosnych o nasze
szczęście uczniów i nauczycieli. Obserwowałam tych ludzi,
znajomych i nieznajomych, podczas gdy mój towarzysz szeptał mi
czułe słówka do uszka i całował po policzku, zabiegając o moje
zainteresowanie. W końcu spojrzałam na niego, a on przybliżył swą
twarz do mojej i wyznał, że pragnie mnie pocałować. Wtedy
poczułam z jego gęby nieprzyjemną woń. Odsunęłam się i znów
poczęłam obserwować przechodniów na schodach. Widziałam, że zza
zakrętu wyłania się Aleksander z jakąś pulchną brunetką.
Stanął przed nami, oparł się o barierkę i uśmiechnął się do
mnie. Nie minął moment, a byłam w jego objęciach i patrzyłam mu
w oczy z odległości kilkunastu centymetrów, a gdy dystans ten
począł kurczyć się, zamknęłam oczy i... otworzyłam je słysząc
melodię piosenki ustawionej na budzik. Wybrałam przycisk drzemki i
spróbowałam zasnąć w nadziei na dokończenie snu, a konkretnie na
dokonanie się tego pocałunku. Nigdy wcześniej nie pragnęłam
niczego tak bardzo, jak teraz, choćby najdrobniejszego całusa od
Olusia.
W drodze
do szkoły odtwarzałam sobie ostatnie chwile snu, przez co o mało
nie wpadłam pod samochód koło banku. W szatni spotkałam Michała
i na szczęście byłam na to przygotowana. Nim zdążył mnie
spostrzec i się ze mną przywitać, wyjęłam z torebki paczkę gumy
do żucia i poczęstowałam go na przywitanie. Wziął jedną sztukę,
włożył do buzi, podziękował, uśmiechnął się i poszedł
sobie, a ja, zażenowana, poszłam powoli na górę. Wychodząc z
podziemi ujrzałam Olusia, a gdy tylko dotarło do mnie, że to on,
przeszył mnie potężny dreszcz. Bałam się do niego zbliżyć, ale
on puścił do kogoś oczko i najwyraźniej mnie nie zauważywszy
poszedł do jakiejś grupy ludzi, pewnie do swojej klasy. Ja
tymczasem, wyłaniając się zza filaru, poszłam wzdłuż korytarza,
a tam na wprost mnie stała szczerząc się jak głupia do sera moja
siostra. Czy to do niej puszczał oczko Aleksander? Na to wychodzi.
- Cześć,
siostra! - powiedziała przytulając się do mnie.
- No
cześć – odpowiedziałam, choć nie podzielałam jej entuzjazmu,
ewidentnie pragnąc wyjaśnień – kto to był? – zapytałam
bezpośrednio.
- Kto?
Gdzie? - zapytała jakby udając, że nie wie o co mi chodzi.
- Ten
chłopak taki w vansach.
- Ty
myślisz, że ja chłopakom na buty patrzę?
- Ale
to nie były buty, to były vansy!
- Dobra,
sis, nieważne. Dobrze, że się widzimy, bo musimy pogadać. Dzisiaj
na długiej przerwie przychodzisz na zebranie samorządu szkolnego,
jasne?
- Po
co? Nie jestem przecież w samorządzie szkolnym ani nawet w
klasowym.
- Nalegam.
Adam też nalega.
- Adam?
Ten o dziwnym nazwisku?
- Adomas
Butkevičius.
Przewodniczący szkoły.
- Skoro
nalegasz... wpadnę.
Po
trzeciej lekcji, czekała na mnie przed klasą Weronika. Schodziłyśmy
po schodach, a naprzeciw nim, przy automacie obiekt moich westchnień
kupował coś (prawdopodobnie znowu kawę).
- Fajny
ten przy automacie – powiedziała mi po cichu siostrzyczka –
przelizałabym się z nim.
- Ja
też – odpowiedziałam mimowolnie, nim dotarło do mnie co właśnie
rzekłam. Nie powinnam mówić takich rzeczy, przecież mam chłopaka.
A poza tym nikt nie powinien się dowiedzieć, że on mi się podoba!
A co jeśli ta informacja dojdzie do niego? Będę u niego skończona.
- Wiedziałam,
że masz dobry gust – powiedziała z uśmiechem, podczas gdy
niedostrzeżone przez obiekt naszych rozważań, dotarłyśmy do sali
koło pokoju nauczycielskiego, w którym to odbywały się spotkania
samorządu uczniowskiego. Tam siedziało raptem pięć osób.
Załapałam się na końcówkę rozmowy o przygotowaniach do świąt
wielkanocnych. Oddelegowany do tego zadania wysoki brunet,
przewodniczący klasy 1a wyszedł z zeszytem i długopisem w ręce.
Za nim wyszło jeszcze kilka osób, tak że zostaliśmy tylko ja,
Weronika, Adam i jego zastępca, Nikodem (nie wiem czy tak ma na
imię, ale tak mówi o nim siostra). Ten zaś od razu przeszedł do
rzeczy. Przekazał nam, że Adam wyznaczył siedzącą koło mnie
dziewczynę na swoją następczynię. Zapewnił o udzieleniu jej
pełnego poparcia oraz pomocy w kampanii wyborczej. Weronika była
zachwycona. Nigdy nie sądziłam, że może ona mieć takie ambicje
polityczne, ale co ja tam mogę wiedzieć, skoro znam ją raptem pięć
dni. Słuchając tej dyskusji zastanawiałam się dlaczego akurat
ona. Ale przede wszystkim chciałam się dowiedzieć co ja tam robię.
- Tobie
natomiast, Sandro – rzekł – przypadnie moja fucha. Nie tak od
razu oczywiście, zostaniesz mianowana dopiero w październiku.
- Rozumiem
– odparłam z pewną powagą.
- To
nie koniec – odezwał się w końcu Adomas – ważniejsze
stanowisko obejmiesz jeszcze we wrześniu.
Po chwili
dodał:
- Zostaniesz
przewodniczącą swojej klasy.
- A
co z Maciejem? - zapytałam, bo póki co to on piastuje to
stanowisko.
- Po
prostu go zastąpisz. We wrześniu będzie głosowanie, które
wygrasz – wyjaśnił, mówiąc z lekkim wschodnim akcentem.
Jeszcze
przed końcem przerwy siostra mianowała mnie przewodniczącą
swojego sztabu wyborczego. Na kolejnej lekcji snułam plany i
wpadałam na coraz to genialniejsze pomysły w tym zakresie. Już nie
mogłam się doczekać aż powiem o wszystkim Weronice! Z tego
wszystkiego całkowicie zapomniałam o swych rozterkach sercowych i
na kolejnej przerwie nawet nie zwróciłam uwagi na to, że przeszłam
koło Aleksandra. Spojrzałam na niego gdy był już w bezpiecznej
odległości ode mnie. Widocznie i on nie miał śmiałości do mnie
zagadać, albo po prostu nie zwraca na mnie uwagi i nie jest mną
zainteresowany.
Po
powrocie ze szkoły spisałam swoje pomysły i zaczęłam planować.
Potem odrobiłam lekcje. Wczesnym wieczorem weszłam na fejsa
i
okazało się, że stało się to, na co czekałam od co najmniej
dwóch dni. Napisał do mnie Aleksander! Strach przeplatał się we
mnie z nieopisaną radością. Chodziłam w kółko po pokoju,
chwytałam się za bluzkę, przygryzałam wargi. Myślałam co mu
napisać. Nie miałam pojęcia jak daleko mogę się posunąć. Być
może to będzie zależało od niego. Bałam się odczytać jego
wiadomości. W końcu jednak zebrałam się w sobie i zaczęła się
rozmowa.
Oluś:
Cześć. Jak się miewasz, Sandro? ;)
Ja: Cześć.
Bardzo dobrze. A Ty? ;)
O: Ja
również.
O:Wiedziałem,
że Ty też i bardzo mnie to cieszy :D
J: Skąd
wiedziałeś?
O: Ładnie
się dziś uśmiechałaś na korytarzu
J: Tak?
Dzięki
O: Nie ma
za co. Wczoraj w galerii też miałaś świetny humor :D
J: Jejku,
śledzisz mnie?
O:
Nieeeeee :P Byłem po prezent dla rodziców. A Ty co tam robiłaś?
J: Byłam
z siostrą na zakupach.
O: A
myślałem, że z Weroniką
J: Taaaak,
to moja „siostra” :D
O: Aaaaa
rozumiem... :D
J: Noo :P
O: Jutro
też się widzimy w szkole?
J: No
jasne :D
O: Na
której przerwie?
J:
Najlepiej na każdej ;)
O: Jestem
za, chociaż co za dużo... nevermind :D
J: No
właśnie :D
O: No to
jesteśmy umówieni bejbe ;)
J:
Dokładnie. Mam nadzieję, że tam też będzie nam się tak dobrze
rozmawiało jak tu :P
O: Będzie
ciężko... :(
O: Pewnie
zauważyłaś, ale w realu jestem dość nieśmiały i wycofany :(
J: Ja też.
Jakoś się dogadamy
O: Na
razie dobrze nam idzie ;)
J: Taaak
:D
O: Dobra
ja lecę. Do jutra, papa ;)
J: Paaa ;)
Niestety
nie wysłał mi średnika z gwiazdką na pożegnanie. Miałam ochotę
zrobić to, ale nie starczyło mi odwagi – to jednak nasza pierwsza
wirtualna rozmowa. Szkoda, że tak krótka, ale ja prawdę mówiąc
też chciałam ją skończyć, bo wymyślanie każdej
odpowiedzi było nie lada wysiłkiem umysłowym. A także stresującym
wyzwaniem. Po pożegnaniu, natychmiast wylogowałam się i ponownie
pokręciłam się trochę po pokoju. Otworzyłam szafę by stworzyć
sobie kreację na jutro. Pewnie będzie za zimno na zieloną
sukienkę, ale na wszelki wypadek wyjęłam ją, pomacałam i
położyłam na stoliczku.
- Ocipiałaś?
- zapytała mama, gdy tylko przekroczyła próg mego pokoju – chyba
nie chcesz iść w tym jutro do szkoły.
- A
czemu? - zapytałam całkiem poważnie.
- Bo
nie! Jest za zimno i koniec. Poza tym to nie jest ubranie do szkoły.
Tam się chodzi w normalnych łachach.
- Może
ty chodzisz w łachach, ale ja sobie wypraszam. Ja teraz tworzę
sobie kreację na jutro i chciałabym byś mi w tym nie
przeszkadzała.
- Za
pięć minut przyjdę na inspekcję tej kreacji
– powiedziała stanowczo jak zawsze – lekcje odrobione?
- Tak,
jak zawsze.
- Jak
zawsze. A potem na wywiadówce muszę wysłuchiwać – rzuciła
wychodząc.
Matka
moja była złą matką, ale o tym rozpiszę się kiedyś indziej.
* * *
Leżąc
już w łóżku snułam różne scenariusze jutrzejszego spotkania.
Spisałam swoje pomysły odnośnie Olusia w notatce na telefonie.
Było tam około dwudziestu pozycji – realizacja choćby pięciu z
nich byłaby sukcesem. Niestety nie mogłam zasnąć wymyślając
kolejne lub wyobrażając sobie te już powstałe i zasnęłam
dopiero koło drugiej.
Rano
wbrew woli rodziców (którzy na szczęście wychodzą z domu
wcześniej ode mnie) ubrałam zieloną sukienkę. Oczywiście nie
zmarzłam, bo pojechałam do szkoły autobusem. Musiałam prezentować
się niecodziennie, gdyż ten dzień miał być niezwykłym – być
może jednym z najważniejszych w moim okropnym i nudnym jak dotąd
życiu. Przez całą pierwszą lekcję (historia) pisałam w zeszycie
to co ta wariatka kazała pisać i układałam sobie w głowie
scenariusz. Po dzwonku poszłam w kierunku sali od matematyki, z
której Oluś powinien wychodzić. Miałam nadzieję, że nie spotkam
przy okazji Michała ani Weroniki.
- Sandi!
- krzyknęła Iwona (taka ode mnie z klasy co ma błękitne conversy
i jest bardzo wysoka) łapiąc mnie za ramię – wyglądasz osom!
Co to za okazja?
- Bez
okazji. Kobieta czasem chce dobrze wyglądać.
- Tylko
następnym razem dobierz lepsze buty – powiedziała rzucając okiem
na moje trampeczki.
Coś tam
jej odpowiedziałam, ale nie chciałam by snuła się za mną. Na
szczęście przyłączyła się po chwili do reszty klasy, a ja
spokojnie mogłam pokręcić się koło automatu przy którym
oczekiwałam Olusia. A gdy spostrzegłam, że nadchodzi, odwróciłam
się do automatu udając, że coś w nim kupuję. W takiej sytuacji
wypadało coś jednak kupić, lecz jako że nigdy tego nie robiłam,
nie wiedziałam jak tę maszynę obsłużyć. Wyciągnęłam portfel
i udawałam, że nie mogę znaleźć drobnych. Wtem chłopak stanął
w najmniejszej możliwej w miarę bezpiecznej odległości ode mnie i
uśmiechnął się, co też odwzajemniłam i zgodnie ze swoim planem
rzekłam:
- Kalimera.
- Kalimera
– odparł z jeszcze szerszym uśmiechem, po czym dodał – Pos se
lene?
Z
intonacji wywnioskowałam, że to może być pytanie. Oluś
dostrzegłszy moje skonfundowanie dorzucił jeszcze:
- Odpowiadasz
poli kala.
- Poli
kala – odpowiedziałam jak mi nakazał mój nauczyciel.
– a ja mówię ki egho.
– a ja mówię ki egho.
- Ki
egho – powtórzyłam.
- Nie,
to ja mówiłem. Ale dobra, nieważne.
Po
powrocie ze szkoły, pierwsza rzecz jaką zrobię, to wydrukuję
sobie jakiś spis podstawowych zwrotów z greckiego, bo jak się
okazuje kalimera
to za mało by pociągnąć konwersację. Ale chłopak przynajmniej
poczuł, że mi zależy i się staram.
Wyciągnęłam w końcu te dwa złote, a Oluś przesunął delikatnie
mą rękę i powiedział:
- Dziś
ja stawiam.
- Nie
trzeba.
- Trzeba
– powiedział delikatnie.
Wręczył
mi kubek gorącej kawy i kupił sobie taki sam. Poszliśmy wypić ją
do naszego Starbucksa.
Położyłam na stole tabliczkę czekolady – zawsze noszę przy
sobie czekoladę, żeby mieć czym częstować. Z Weroniką dzielę
się nią codziennie.
Siedzieliśmy
naprzeciw siebie, dmuchając w kawę by szybciej wystygła. Oluś
miał dziś na sobie jeansową koszulę z beżowymi guziczkami. Spod
niej zaś wyłaniał się jakiś łańcuszek. Spojrzałam na jego
dłonie, otaczające kubeczek, z wielką chęcią złapania ich. Lub
nawet bycia złapaną przez nie. Ile bym dała, by być tym
kubeczkiem! Zwłaszcza teraz, gdy przycisnął do niego swe wargi.
Nie mogłam powstrzymać w sobie zachwytu nad jego usteczkami, już
od pierwszego naszego kontaktu wzrokowego. Były takie małe i takie
krwisto różowe – jakby pomalowane szminką. Ale przyjrzawszy się
teraz z bliska przekonałam się, że to naturalna barwa.
Wymieniliśmy parę uwag na temat kawy, wyzerowaliśmy ją i
rozeszliśmy się, bo było już po dzwonku.
Na
drugiej przerwie wałęsałam się po korytarzach i klatkach
schodowych aż w końcu na klatce środkowej natknęłam się na
Olusia. Usiedliśmy na schodach i wyjęliśmy jedzonko – ja
niedokończoną czekoladę, a on dwa wafelki. Dał mi wafelka, po
czym zabrał mi go, położył oba koło czekolady i zrobił im
zdjęcie.
- Będzie
na insta – powiedział, a gdy gryźliśmy wafelki, chwalił się
hasztagami – hasztag szkoła, hasztag schody, hasztag przerwa,
hasztag mitfreundin, hasztag czeko...
Ładnie
mnie nazwał „Freundin”, tylko dlaczego po niemiecku? Może
właśnie miał niemiecki; nie wiem, bez pół litra nie rozgryzę.
- Polishboy,
polishgirl – wymieniał dalej – springiscoming... dobra...
starczy.
- A
skoro spring is coming – rzekłam z uśmieszkiem – to może na
następnej przerwie wyjdziemy gdzieś?
- Jak
starczy czasu to nawet do galerii – odparł – po długiej
przerwie mam religię, mogę się spóźnić.
- A
ja mam angielski z Beatką, więc pewnie ona i tak się spóźni
bardziej ode mnie.
- To
widzimy się na zewnątrz – rzucił na pożegnanie i poszedł
gdzieś, jako że było już chwilkę po dzwonku.
Po
trzeciej lekcji, wyleciałam z budynku szkoły i czekałam chwilę
przy schodach natykając się tam na wracającego z wuefu Michałka.
Powiedzieliśmy sobie „cześć” i poszedł dalej. To smutne.
Pomyślałam, że napiszę do niego smsa i spróbuję się umówić
na jutro. Moglibyśmy pójść do kina, albo mógłby mnie zaprosić
do siebie. Nie lubiłam gdy spotykaliśmy się u mnie, ze względu na
moich rodziców. Wysłałam mu wiadomość i nim schowałam telefon,
zawibrował mi w ręce. Dzwoniła siostra.
- Cześć
sis! Gdzie ty jesteś, cały dzień cię szukam po szkole, a ciebie
nigdzie nie ma.
- Posłuchaj,
nie mogę teraz rozmawiać – powiedziałam spoglądając z
uśmiechem na zbliżającego się, stąpającego ciemnoniebieskimi
vansami po schodkach chłopaka. Teraz przyjrzałam się reszcie jego
ubioru. Do jeansowej koszuli dobrał czarne rurki. Na lewej ręce
miał nieduży zegarek z czarną gumką, a na prawej zaś kilka jakby
bransoletek z rzemyczków.
- Jutro
idziemy do kina – powiedziała Weronika, gdy się rozłączałam,
ale nie zwracając na to uwagi, przywitałam się z tym, który miał
mi towarzyszyć w tej miniwyprawie.
- Skoro
już bawisz się telefonem, to zapisz sobie mój numer – powiedział
i podał mi go, a ja puściłam mu sygnał.
- Jakie
mamy plany? - zapytałam, gdy szliśmy do galerii.
- Nie
wiem – odrzekł – była już szybka kawa i szybki wafelek...
- To
może szybki lodzik?
- To
odważna propozycja – odparł chichocząc; pierwszy raz widziałam
i słyszałam jak się śmieje i wiedziałam, że muszę do śmiechu
doprowadzać go częściej, bo obserwacja tego zjawiska była
przeżyciem nieziemskim – nie musimy się tak śpieszyć.
- Opacznie
mnie zrozumiałeś – odparłam też chichocząc.
- Dobrze
zrozumiałem, po prostu zażartowałem. A jakie lubisz?
- Pistacjowe!
- krzyknęłam i przez pewien czas jeszcze było mi głupio, bo
zdawało mi się, że jakieś dwie babcie się na mnie popatrzyły.
Niestety
nie było takich więc wzięłam to co Oluś czyli nektar bogów.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy białym jak zęby Weroniki
stole i rozmawialiśmy o przygotowaniach do wymiany z Grekami. W
międzyczasie dwa stoliki od nas usiadły dwie dziewczyny z klasy
Michała. Pomyślałam, że pewnie mu doniosą o moim spotkaniu, ale
miałam na to wyjebane, bo przecież on też ciągle się z kimś
spotyka (tylko nie ze mną). Nastał moment ciszy, a nasze spojrzenia
skrzyżowały się, podczas gdy języki oblizywały gałki lodów.
Niespodziewanie poczułam coś na swojej stopie. Odruchowo spojrzałam
w dół, lecz nie widziałam swych nóg schowanych pod stołem, a gdy
podniosłam wzrok, wpatrywał się we mnie z szyderczym uśmiechem
mój ukochany i jeszcze ze dwa razy smyrnął mnie vansem pod stołem.
Nie ukrywam, że podobało mi się to; szkoda, że Michał nie lubił
tej pieszczoty i zabraniał mi jej praktykowania (zakaz na szczęście
nie dotyczył innych chłopaków). Poza tym Michał (jeszcze) nie ma
vansów.
Nie
widziałam się na kolejnych przerwach z Olusiem, bo miałam potem
dwa wuefy. W szatni, przed lekcją ucięłam pogawędkę z Iwoną.
Dowiedziałam się, że babka od historii jest ponoć w ciąży, co
znacząco wpłynęło na moje życie (ironia). Ona zaś dowiedziała
się o „szybkim lodziku” oraz o szajce szpiegowskiej z matfizu.
Słynąca z kreatywności a przede wszystkim z szaleństwa Mała,
doradziła mi pewną intrygę odnośnie mojego chłopaka.
1 komentarze:
Oluś jaki podrywacz haha ;DD
Prześlij komentarz