Dzisiejszy
wieczór zapowiadał się na typowy i nudny. Nic bardziej mylnego. Po
obiedzie chciałam zasiąść przy komputerze w celu obczajenia
nowości w świecie wirtualnych znajomości. Niestety nie mogłam się
połączyć z siecią, co ogromną wywołało u mnie frustrację. Po
wypróbowaniu wszystkich możliwości naprawienia tej usterki,
poddałam się i rzuciłam z płaczem na łóżko. Czułam się,
jakby moje życie straciło sens. Na szczęście miałam nieopodal
ucha telefon, który w tym momencie stał się jedynym oknem na
świat. Łudziłam się, że Weronika pamięta o mnie i do mnie
zadzwoni.
Po kilku minutach leżenia poczułam wibrację swego telefonu. Ucieszyłam się myśląc, że to siostrzyczka, jednak rzeczywistość okazała się być bardziej okrutna. Był to Kamil, lecz pomimo całej mojej antypatii do niego, zdecydowałam odebrać (aż tak mi się nudziło).
- Czego
– zapytałam najgrzeczniej jak umiałam.
- Co
robisz dziś wieczorem? - zapytał grzecznie.
- Cokolwiek
byleby z dala od ciebie. - odparłam bez zastanowienia - A czemu
pytasz?
- Robię
dziś małą domóweczkę z ludźmi z muzycznej. Rozumiem, że nie
jesteś zainteresowana, ale jeśli zmienisz zdanie to wiesz gdzie nas
szukać.
- Masz
rację, wiem...
- Ale
jeśli się gdzieś przemieścimy – przerwał mi bezczelnie – to
dam znać.
- To
miłe z twojej strony, ale znajdę sobie jakieś zajęcie, choć
nudzi mi się bez internetu.
Tu
nastąpił moment kiedy objaśniłam mu z czym dokładnie mam
problem. Zaproponował, że przyjdzie tu i mi to naprawi. To nawet
słodkie z jego strony ale tym razem już bez krztyny grzeczności
wyjaśniłam mu jak bardzo nie chcę go widzieć w swoim mieszkaniu,
czego on oczywiście nie skomentował. Może dlatego, że nie zdążył,
bo rzuciłam telefonem o łóżko, po czym się rozłączyłam,
kładąc się znów koło niego.
Jego
propozycja pomocy przypomniała mi o tym, że przecież mój chłopak
zna się na tego typu rzeczach, więc może byłby w stanie mi pomóc.
Z wielkim entuzjazmem pomyślałam o tym, że to byłby doskonały
pretekst do zaproszenia go do siebie. Zadzwoniłam zatem do niego,
odczekałam chyba z dziesięć sygnałów by usłyszeć komunikat bym
nagrała się po usłyszeniu sygnału. Po chwili spróbowałam raz
jeszcze. Odebrał dopiero za trzecim razem.
- Co
chcesz? - zapytał z wyrzutem – mieliśmy pogadać wieczorem na gg.
- Do
wieczora daleko – odparłam też z wyrzutem – chcesz mi w czymś
pomóc?
- Teraz
nie mam czasu... a o co chodzi?
- Zepsuł
mi się internet. Mógłbyś tu przyjechać i mi go naprawić?
- Nie
mam czasu, mówiłem ci, że mam angielski – powiedział
lekceważąco.
- Angielski
skończyłeś o szesnastej.
- A
teraz czekam na autobus do domu. Zanim dojadę i zanim zjem obiad
będzie osiemnasta. A muszę się jeszcze nauczyć na jutro.
- Niby
z czego? - zapytałam – Marta mówiła, że nic na jutro nie macie
– rzuciłam odruchowo, choć wymyśliłam to na poczekaniu, a z
jego koleżanką z klasy, Martą, nie rozmawiałam co najmniej od
miesiąca.
- To
poczytam lekturę, na pewno jakąś mam do przeczytania. Teraz muszę
kończyć, bo nadjeżdża mój autobus. Zatem do zobaczenia na gg.
Niestety
się rozłączył i nie zdążyłam mu wygarnąć co o tym sądzę,
choć i tak bym się pewnie nie odważyła. Znów rzuciłam telefonem
o kołdrę i u jego boku się położyłam. Zaczęłam myśleć o tym
co by było gdyby odwiedził mnie Kamil. Musiałabym mieć
przygotowany plan działania na tę okoliczność. I co powiedzieć
matce? A co bym zrobiła gdybym usłyszała dzwonek do drzwi?
Otworzyłabym je a tam ujrzałabym sylwetkę młodzieńca
zasłaniającego twarz kwiatami? Spojrzałabym na niego od stóp aż
po bukiet na górze i pierwsze co rzuca mi się w oczy to vansy...
bukiet przesuwa się w kierunku moich dłoni, a mój wzrok wędruje
powoli w jego stronę, mija kwiaty, wznosi się coraz wyżej i wyżej
aż w końcu zatrzymuje się na buzi... Aleksandra. Ten zaś uśmiecha
się ciepło, wkłada
roślinki
w moje zimne dłonie, a ja wchodzę tyłem do mieszkania, on zaś
wkracza wraz ze mną. Stoimy przy drzwiach, trzymając razem te
kwiaty i patrząc sobie głęboko w oczy, milcząc nieustannie.
Z tego
letargu wyprowadziła mnie wibracja telefonu.
- Cześć
siostrzyczko! - usłyszałam odebrawszy, zanim nawet przyłożyłam
telefon do ucha.
- Witaj.
Cieszę się, że cię słyszę – odparłam, nieco zdezorientowana.
- Co
planujesz dzisiaj kupić?
- Kupić?
- zapytałam zdziwiona – mam ochotę na truskawki albo na jagody.
- Dobrze
wiedzieć, ale ja pytałam o ciuchy. Idziemy na shopping. Widzimy się
przed galerią o siedemnastej dwadzieścia osiem.
- Czemu
akurat dwadzieścia osiem?
- Bo
autobus tam podjeżdża o siedemnastej dwadzieścia cztery. Daję
sobie dwie minuty na dojście z przystanku i dwie na ewentualne
opóźnienie autobusu.
„Optymistycznie”
- pomyślałam.
Miałam
siedem minut na zebranie się. Szybko wskoczyłam w swoje najlepsze
jasne jeansy, ubrałam jakiś top i na to beżowy sweterek. Sięgnęłam
na półkę z książkami po I tom „Przeminęło z wiatrem” i
otworzywszy go na stronie sześćdziesiątej dziewiątej, wyjęłam
dwieście złotych, licząc na to, że nie wydam dziś wszystkiego.
Gdy ubrałam swoje trampki, ogarnęła mnie rozpacz. Dotarło do mnie
jak niewiele one znaczą wobec różowych vansów Weroniki, czy też
wobec błękitnych conversów Iwony. Były naprawdę ładne, ale
czegoś im brakowało. Na wszelki wypadek wróciłam się po kolejną
stówę, co razem z początkową zawartością portfela dawało już
ponad czterysta złotych. Pamiętając o wpadce z dnia poprzedniego
popsikałam się i przemyślałam dziesięć razy, czy na pewno
wszystko przed wyjściem zrobiłam.
W drodze
na spotkanie, odtwarzałam sobie w pamięci ten obrazek siebie i
Olusia i kwiatów. Próbowałam dodać do tego coś od siebie, lecz
obrazek ten był sam w sobie tak piękny, że nie miałam odwagi
niczym go zmącić. Dwadzieścia sześć minut po siedemnastej
przekroczyłam próg ruchomych wrót do galerii i podążyłam przed
siebie. Uf, zdążyłam.
- Już
jesteś – powiedziała Weronika wyłaniając się nie wiadomo skąd.
- Tak
właśnie... - odpowiedziałam, zastanawiając się od jak dawna ONA
tu jest – to co robimy?
Pytanie
to było może głupie, ale jakże zasadne. Nie chodzę przecież na
zakupy, a już na pewno nie z jedną z najlepiej ubranych dziewczyn w
mieście. Miałam nadzieję, że kupię sobie coś nieziemskiego, coś
takiego dzięki czemu mój Misiek w końcu zwróci na mnie uwagę. A
jeśli nie on, to może jakiś inny misiek. Choćby ten pierwszaczek,
po którym już na pierwszy rzut oka widać, że na ubrania zwraca
uwagę.
Weszłyśmy
do jakiegoś sklepu i wkroczyłyśmy na dział damski. Swoją drogą,
granica między męskim a damskim jest nieraz cienka, ale to bardziej
mężczyźni powinni się o to martwić. Moja towarzyszka stanęła
przy wieszaku i zaczęła przebierać wśród sukienek, więc ja
zaczęłam przeglądać je od drugiej strony. Gdy zaś spotkałyśmy
się w połowie, ona nie zważając na mnie podążyła dalej, aż
doszła do końca stoiska. W milczeniu przeszła pod ścianę i tam
zaczęła przebierać w bluzeczkach, a ja postanowiłam, tym razem
zachowując drobny dystans, pomacać spodnie.
- Zostaw
to – odezwała się w końcu Werka – masz już trzy pary jeansów.
Co prawda
miałam cztery pary, ale jednej nie nosiłam. Okazało się znowu, że
ona wie o mnie więcej niż powinna.
- Widzę,
że potrzebujesz pomocy – powiedziała chwytając mnie za ramię –
wracamy do sukienek. Nic dla siebie tam nie znalazłam, ale kilka
pasowało mi bardzo do ciebie. Tym bardziej zdziwiło mnie, że tak
szybko odeszłaś stamtąd. To fakt, sukienka by ci się przydała,
bo nigdy cię w niej nie widziałam. Masz w ogóle sukienki?
- Mam
dwie, ale nie chodzę w nich do szkoły.
- Być
może słusznie – powiedziała grzebiąc w sukienkach i wyciągając
spośród nich kilka – lepiej niektóre ciuchy zostawiać tylko na
grube imprezy, żeby plebs w szkole ich nie oglądał. Dobra, bierz
to i idź poprzymierzaj, ja zaraz tam podejdę i ocenię swoim
fachowym okiem.
Zauważyłam,
że mówiąc to spoglądała gdzieś w stronę wejścia do sklepu,
tak jakby oglądała co się znajduje na dziale męskim lub poza
sklepem. Głupio mi było pytać gdzie jest przymierzalnia, na
szczęście poszłam za jakąś panią i trafiłam do celu. Po
założeniu pierwszej kreacji, usłyszałam wołanie zzewnątrz:
- Od
czego zaczęłaś bejbe?
- O,
już tu jesteś? - zapytałam – od tej najtańszej –
odpowiedziałam na jej pytanie, odsłaniając zasłonę i prezentując
jej się.
- Niestety,
trochę za duża.
- Właśnie
też mi się tak zdawało – odparłam i zasłoniłam się znowu.
- Dawaj
teraz tę zieloną – rzuciła siostrzyczka – ona jest najlepsza.
„I
chyba najdroższa” - pomyślałam, ale zważając na jej piękno,
dałabym za nią może nawet więcej niż sto czterdzieści dziewięć
złotych. W międzyczasie gdy ją oglądałam i zakładałam,
Weronika wypytywała mnie o wrażenia z wczorajszego wyjścia.
Opowiedziałam o przygodzie z Szymonem, o tym jak mnie odprowadził
na przystanek, a potem prawie mnie odprowadził do domu.
- Jak
to prawie? - zapytała – z Ofiar Oświęcimskich na Dąbrowskiego
jest jeszcze kawał drogi, a przecież było już ciemno. A o czym
gadaliście przez ten czas?
- O
iphonach, o tym filmie na którym byliśmy, o szkole...
- O
szkole? - przerwała mi – o szkole?
- No
tak, o nauczycielach – odpowiedziałam, pokazując się siostrze w
zielonym wdzianku – świetna, prawda?
- Zajebista!
Ale wracając, jak to o nauczycielach? Słyszałaś o zasadzie trzy
razy „s”? Szkoła, seks i Smoleńsk. Nie rozmawia się o takich
rzeczach na pierwszej randce!
- A
to była randka? - zapytałam zaskoczona – myślałam, że
spotkanie ze znajomymi.
- No
tak, ale przecież zaiskrzyło między wami, tak?
- Nie...
- odparłam niepewnie, zastanawiając się czy faktycznie tak było.
- Mimo
wszystko, źle się do tego zabierasz. Tak nie poderwiesz chłopaka.
Nawet w tak zajebistej sukience. Bierz ją i chodźmy do kasy.
- A
może przymierzę jeszcze tamte?
- Nie,
ta jest zajebista – powiedziała wchodząc do przymierzalni i
zabierając pozostałe trzy – ubieraj się szybko i lecimy –
powiedziała i powiesiła te sukienki na wieszaku stojącym obok.
Swoją drogą nawet nie pomyślałam, żeby odłożyć je tutaj,
pewnie odniosłabym je tam skąd wzięłam.
Gdy
znalazłam w końcu kasę w tym wielkim sklepie, stanęłam w kolejce
za kilkoma osobami. Czekając na swoją kolej, rozglądałam się z
nudów po sklepie lub zaglądałam do telefonu. Gdy nadchodziła moja
kolej, zdało mi się, że ujrzałam kątem oka jakąś znajomą
twarz. Ekspedientka pakowała mi ciuszka, a ja w tym czasie obróciłam
się i spostrzegłam mijającego sklep Kacpra. Wychodząc,
dostrzegłam siostrę i przez moment szłam za nią, a przed nią
szedł kumpel Szymona. Ten zaś stanął po chwili na skrzyżowaniu
szlaków handlowych, a gdy zaczął się odwracać w naszą stronę,
Werka schowała się za stoiskiem z portfelami. W tym momencie oboje
mnie dostrzegli, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Uśmiechnął
się a ja mu pomachałam. W tym momencie najważniejsze było, żeby
nie podszedł do mnie, bo wtedy mógłby dostrzec siostrzyczkę.
Kacper
gdzieś sobie poszedł, a my poszłyśmy jeszcze do kilku sklepów.
Kupiłyśmy sobie po dwie bluzeczki. Nie pytałam o chowanie się
przed Kacprem, może dlatego, że nie wiedziałam jak ją podejść.
Rozmawiałyśmy trochę o Szymonie. Dała mi kilka wskazówek, choć
sceptycznie do tego podchodziłam, bo przecież mam już chłopaka, a
Szymon nie jest w moim typie. Za niski i za gruby. I może jednak za
młody, choć może jestem zbyt wybredna. Gdy wyszłyśmy na
papieroska, stanęłam w najmniejszej możliwej bezpiecznej
odległości, a wykorzystując ciszę, zaczęłam nieśmiało mówiąc:
- Wydaje
mi się, że coś przede mną ukrywasz.
- Tak
myślisz? - zapytała moja siostrzyczka – nie mówię ci o
wszystkim, ale niczego nie ukrywam. Pytaj o co chcesz.
Nie
wiedziałam jak sformułować pytanie o Kacpra, więc nim się
odezwałam, ona rzuciła pewien pomysł.
- Zawrzyjmy
pakt. Pakt, według którego mówimy sobie o wszystkim.
- Dobra
– powiedziałam nieśmiało. Dopiero po pewnym czasie dotarło do
mnie co to oznacza. Mianowicie, że będę znać jej tajemnice.
Zresztą nie tylko jej.
- Lubisz
plotkować? - zapytała.
- Tak,
oczywiście – odpowiedziałam, co było zgodne z prawdą.
- Ja
też.
- Jestem
największą plotkarą w klasie – dodałam – przynajmniej Iwona
tak mówi. Mówi, że jestem gossip
girl.
- Czyli
świetnie się dobrałyśmy – dodała strzepując peta.
To
oznaczało, że nie tylko jej tajemnicę będę znała ale i całej
szkoły. A ja oczywiście nie muszę jej mówić o wszystkim, bo po
co się otwierać. Powiem tyle o ile zapyta.
Było już
ciemno, ale na szczęście już wkrótce przechodzimy na czas letni.
Myślami byłam już w domu przy lekcjach. Przy kolacji, pod
kołderką, z telefonem w ręce. Szykowałyśmy się już do
pożegnania, przytuliłyśmy się mocno i pogładziłam ją dłońmi
po łopatkach, wąchając jej włosy, a gdy się ode mnie odsunęła,
podziękowałam za shopping, lecz ona odparła:
- Bitch
please,
to ma być shopping? Na prawdziwy shopping to ja cię zabiorę kiedyś
do Wrocławia, a może nawet do Krakowa lub Warszawy.
Po
powrocie do domu położyłam się na łóżku i wyjęłam telefon.
Odczytałam smsa od Michała o treści „Miałaś być na gg. Gdzie
byłaś? ;)”. Zdziwiłam się, że nie szkoda mu było kasy na
smsa, chociaż biorąc pod uwagę ile on ma kasy to może faktycznie
mu nie było szkoda. Inna sprawa, że być może ma darmowe smsy. Gdy
zastanawiałam się czy odpisać, weszła do pokoju mama i zapytała:
- Gdzie
znowu byłaś? Najpierw wczoraj cię nie było, dzisiaj też gdzieś
się szlajasz.
- Wczoraj
byłam w kinie.
- Z
Michałem? - zapytała.
- Nie
no co ty! - odpowiedziałam, choć nie wiem skąd w tym było tyle
oburzenia, skoro to przecież mój chłopak – z koleżanką.
- Z
Iwoną?
- Nie,
nie znasz.
- A
co to za szmaty kupiłaś? - zapytała zaglądając do reklamówek,
które natychmiast jej wyrwałam z łap – Nie kupuj nic, masz pełną
szafę szmat. Najpierw musisz wychodzić to co masz.
- Przecież
ja nic nie mam.
- Ty
nigdy nic nie masz. W ogóle przyszedł dzisiaj jakiś chłopak i
pytał o ciebie.
- Chłopak?
- zapytałam z nadzieją – jak wyglądał?
Ciąg dalszy już wkrótce, mam nadzieję, że się historia się podoba ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz