Odbyliśmy
już w trakcie naszego związku kilka poważnych rozmów. Żadna
jednak nie poskutkowała i nie sprawiła, że było tak jak dawniej.
Gdy sięgam pamięcią nieco wstecz, sądzę, że popsuło się gdy
zostaliśmy oficjalnie parą. Wtedy właśnie przestał się mną
interesować a ja przestałam go kochać.
Teraz
wyszedł ze szkoły i oznajmił mi, że musi pędzić do domu, bo
mama coś od niego chce. To bardzo miłe, że ma dobre stosunki z
rodzicami, ale czasem mam wrażenie, że jest zbyt do nich
przywiązany. Być może jedynacy tak mają. Powiedział, że jutro
też odpada, bo w soboty ma mecze piłki ręcznej, a niedziela jest
dniem spędzanym w rodzinie i zapewne pojedzie gdzieś z rodzicami. W
takim razie zostaje mi rzucanie na odległość lub wyczekanie. Obie
opcje są złe, ale na spokojnie je przemyślę jeszcze przed kinem.
Pomyślałam, że pójdę poradzić się do pani Zosi, która jest
naszym szkolnym pedagogiem. Niestety jej gabinet był już pusty –
trudno się dziwić, kto normalny siedziałby w szkole w piątek o
piętnastej.
Pani
Zosia była wspaniałą kobietą – do jej gabinetu uczniowie pchali
się drzwiami i oknami. Zajmowali całą kanapę i oba fotele, a
umówienie się na rozmowę w cztery oczy było dość trudne i
najczęściej terminy były zaklepane na kilka dni wprzód. Zwłaszcza
że pani Zosia ma też inne zajęcia, takie jak reprezentowanie
szkoły czy też prowadzenie zajęć dodatkowych oraz wdż-u. Raz
tylko byłam u niej, gdy Michał mnie tam zabrał ze sobą, jako że
nie chciał iść na angielski. Wracając do domu, postanowiłam, że
w poniedziałek koniecznie muszę wybrać się do Zosi, najlepiej z
Weroniką, żeby czuć się pewniej. Nie lubię robić czegoś po raz
pierwszy sama, wolę gdy ktoś mi towarzyszy, bo czuję się wtedy
pewniej.
Byłam na
przystanku pięć po. Chwilę po mnie zjawiła się Weronika i
zakomunikowała, że jest drobna zmiana planów i zgarniamy chłopaków
z mac'a. Pomyślałam, że to by wyjaśniało, czemu Szymon ma trochę
za dużo ciałka. Opowiedziałam Weronice o śledzeniu Michała oraz
o dzisiejszej sytuacji. Oczywiście konsekwentnie unikałam tematu
Olusia. Po pierwsze żeby nie zapeszać, a po drugie dlatego, że ona
go zna i zdaje się, że nawet dobrze.
- Trzeba
będzie jakoś uczcić twoją półrocznicę. Co powiesz na flaszkę?
- zapytała w drodze do mac'a.
- Będziemy
pić w kinie? - zapytałam.
- To
żadna nowość. Pół litra na nas czworo to niewiele.
- Dobra,
zobaczymy na miejscu – odpowiedziałam enigmatycznie. Z jednej
strony chciałam zaszaleć ze swoją
bff,
a z drugiej strony miałam obawy, bo nie chciałam przeholować.
- Mogłabyś
powiedzieć swojemu chłopakowi, jak już z nim zerwiesz, żeby
zrobił coś z tymi swoimi brwiami.
- Mówiłam
kilka razy.
- Właściwie
to z jedną brwią – zażartowała siostrzyczka.
- Otóż
to. Mówiłam, żeby wyregulował tę monobrew, nawet zaoferowałam
że mu to zrobię, ale mnie zbył.
- „Zbył”?
Skąd ty bierzesz takie słowa? - zapytała.
- Ze
słownika? - rzuciłam ironicznie – zresztą nieważne. Pach też
nie goli, chociaż to nie wygląda aż tak źle.
- Nieogolone
pachy? Moja droga, to wygląda źle.
- Ale
nie u niego. On ma takie fajne kępki loczków.
- Sis...
przestań bo zwrócę. Tak, ja też znam mądre słowa. A co do pach
to tylko na zero i koniec dyskusji.
- Jak
wolisz...
- A
tam na dole też nie goli? - zapytała.
- Weronika...
- wyszeptałam wzburzona pytaniem.
- Tak
myślałam, że jeszcze tego nie robiliście.
Odniosłam
wrażenie, że powiedziała to z lekką pogardą. Ciekawe czy ona już
to robiła i z iloma. Nie wiem czy świadczy to o jej atrakcyjności
i sile charakteru, że zdobywa tylu mężczyzn czy zwyczajnie o
puszczalstwie. Biorąc pod uwagę to jaką ta kobieta ma klasę,
wybrałabym to pierwsze. Spotkaliśmy się w umówionym miejscu i
ruszyliśmy całą grupą w stronę miasta. Szliśmy ulicą Ofiar
Oświęcimskich i mijając nasze
skrzyżowanie spojrzeliśmy na siebie z Szymonem i wspomnieliśmy
nasze ostatnie spotkanie.
Weronika
zatrzymała się, żeby zapalić. Chłopaki poszli przodem, a my
mogłyśmy w spokoju dokończyć rozmowę.
- Nie
będę cię nakłaniać do palenia – powiedziała mi – odmówiłaś
i rozumiem twoją decyzję. Jak zechcesz fajkę, to sama poprosisz,
prawda?
- Tak.
- To
jak to jest tam na dole? Nie widzieliście się nago?
- Nieważne.
Kiedyś ci opowiem.
- Siostra,
mówimy sobie o wszystkim.
- Ale
kiedyś opowiem, nie dzisiaj. Na dzisiaj już mi wystarczy wrażeń.
- Czyli
coś było?
- Jestem
dziewicą – odpowiedziałam wymijająco.
- Ja
też – odparła dmuchając śmierdzącą parą.
- Tego
się nie spodziewałam – powiedziałam, choć nie powinnam była
wygłaszać na głos takich osądów.
- Nigdy
nie byłam w poważnym związku takim jak twój.
- Mój
związek jest poważny? Chyba ty jesteś niepoważna. Zresztą do
seksu nie trzeba związku.
- Bez
związku to takie kurwienie się, nieprawdaż? - rzuciła z poważną
miną i dmuchnęła przed siebie.
Pomyślałam
w tym momencie o tym co robię z Olkiem. Może to i lepiej, że on
się tak nie spieszy, bo w takim razie zanim dojdzie do seksu to już
dawno będziemy w związku. O ile nie zerwiemy ze sobą zanim do tego
dojdzie, tak jak w przypadku Michała. Gdybym teraz miała wybrać z
którym pójść do łóżka to zapewne wybrałabym swojego chłopaka.
Po pierwsze dlatego, że jesteśmy w związku, więc to nie byłoby
kurwienie
się,
lecz piękny akt płciowy, a z drugiej strony pociąga mnie jako
mężczyzna. Jest wysoki, trochę przystojny, ma fajne ciało i ma
kasę. Z drugiej strony Oluś też mi się podoba. Jest niezbyt
wysoki, ale ma słodziutką buźkę i świetne ciuchy, choć nie wiem
co ma pod nimi. Może gdybym wiedziała, zmieniłabym zdanie.
Szłyśmy
około dwudziestu metrów za chłopakami. Po drugiej stronie ulicy,
na przystanku siedziała pani Zosia ze swoją kilkuletnią córeczką.
Ujrzawszy je, nie mogłam powstrzymać swojego entuzjazmu i złapałam
siostrę za ramię mówiąc:
- Zobacz,
pani Zosia!
- Gdzie?
- zapytała przestraszona – aha, faktycznie, właśnie macha
chłopakom. Pewnie zaraz nas zobaczy.
Ładnie
krzyknęłyśmy „dzień dobry”, a Werka wdała się nawet w jakąś
krótką wymianę zdań. Parę chwil później, wyjęła papierosa
zza pleców i rzekła:
- Dzięki,
siostra. Dobrze, że mnie ostrzegłaś, bo byłoby mi głupio gdyby
mnie zobaczyła z papierosem.
- Nie
ma za co. W przyszłym tygodniu idziemy na którejś lekcji do Zosi.
Co ty na to?
- Jasne,
idziemy! To wracając do jego ciała. Klatę ma owłosioną?
- Nie,
ale ma taki paseczek od pępka w dół.
- Aa,
rozumiem – odparła Weronika – ścieżka do raju.
- Tak,
to jest akurat świetne. Mówiłam mu też żeby zrobił coś z
oddechem bo ma czasem nieświeży.
- To
faktycznie problem.
- Ale
tobie też tam śmierdzi, bo palisz.
- Ale
to co innego – odparła wzburzona.
- Ale
i tak bym się z tobą nie przelizała.
- Trudno.
Przypomniała mi się pewna historia i sądzę, że powinnam ci ją
opowiedzieć. Zwłaszcza, że i tak już postanowiłaś z nim zerwać.
To tylko umocni cię w tym przekonaniu. Przed walentynkami...
- O
Boże, nawet mi nie przypominaj walentynek! - przerwałam jej.
- Dobra,
zaraz mi opowiesz. Przed walentynkami byłam na takiej osiemnastce,
na której był też Michał. Przelizałam się wtedy z takim
chłopakiem z klasy Adama. Z takim Kubą. Wyszliśmy po pasach na
papieroska, dałam mu ognia, był całkiem miły. Miał świetną
koszulę. I tak zbliżaliśmy się do siebie i tak buch po buchu aż
w końcu mnie pocałował. Bardzo ofensywnie, niemal natychmiast
penetrował mi gardło językiem. A po minucie wsunął mi dłonie
pod sukienkę. OBIE!
- Dobrze,
ale co ma do tego Michał?
- A
właśnie, Michał. I oczywiście ja mu te dłonie wyjęłam, a on
przeprosił i powiedział, że już nie będzie. Całowaliśmy się
jeszcze kilka razy wtedy. Od tamtej pory z nim nie gadałam, ale
jesteśmy na „cześć” w szkole i na mieście.
- A
Michał?
- A
więc twój chłopak w pewnej chwili gdy się całowaliśmy, wyszedł
z krzaków i demonstracyjnie zapiął rozporek, sugerując tym gestem
wiadomą czynność. Wiesz, samiec w ten sposób prezentuje innym
samcom że właśnie zaruchał.
- A
może po prostu poszedł się odlać?
- Nie
sądzę. A zresztą teraz to i tak nie ma znaczenia, prawda?
- Powiedzmy.
- Więc
ocb
z tymi walentynkami?
- Więc
przyszedł do mnie po szkole i dał mi czerwoną różę.
- Czerwona
oznacza miłość. Głębokie uczucie.
- Ale
róża nie miała kolców. Podziękowałam i powiedziałam, że
śliczna, ale szkoda, że nie ma kolców. Na co on mi mówi, że mama
obcięła kolce, żebyśmy się nie pokaleczyli.
- Słuchaj,
nie powinnaś piętnować go za błędy rodziców. Jest jedynakiem,
więc jego rodzice są nadopiekuńczy. Musisz z nim porozmawiać o
tym i poznać jego stosunek do tego. Jeśli mu się to nie podoba, to
wszystko jest OK. Tylko nie można też popadać ze skrajności w
skrajność, nie można toczyć wojny z rodzicami. Wiem, bo moi
rodzice też tacy są.
- Ale
ty masz rodzeństwo.
- Nie,
jestem jedynaczką – odparła Weronika.
Teraz
całkiem zgłupiałam. Byłam pewna, że po ostatniej osiemnastce do
domu przywiózł mnie jej brat. Skoro ona nie ma rodzeństwa, to kto
to mógł być?
- Jak
to, przecież masz mnie siostrzyczko! - powiedziałam nieco
ironicznie, dzięki czemu wybrnęłam z sytuacji bez wypytywania o
tego domniemanego brata. Nie chcę wyjść na wariatkę, która coś
sobie uroiła, widocznie byłam na tyle nietrzeźwa, że coś mi się
pomieszało. Choć niepokój i nieufność do siostry narasta z dnia
na dzień.
- Jutro
też idę na osiemnastkę i też się przeliżę z fajnym chłopakiem
– szepnęła do mnie.
- Skąd
wiesz? Już to ustaliliście?
- Tak,
dokładnie. Aluś będzie na tej imprezie, bo to osiemnastka jego
kuzyna.
- Aluś?
Czyli Oluś?
- Aluś,
Oluś, jeden chuj – odparła wyrzucając w końcu tego papierosa –
umówiliśmy się parę dni temu na lizanie na tej osiemnastce.
Wyjdziemy kulturalnie na spacerek gdzieś koło jedenastej, tak żeby
wrócić na pasy.
Ciarki
przeszły przez całe moje ciało, gdy usłyszałam z jej ust to
imię. Poczułam się zdradzona zarówno przez najbliższą mi osobę
(własną, nie-rodzoną siostrę) oraz przez ukochanego. Byłam
jednak bezradna. Teraz tym bardziej nie mogłam jej nic o Olku
powiedzieć, bo wyjdzie na to, że jej go odbijam. I jeszcze to jej
„Aluś”. A przecież to jest Oluś! Mój Oluś... I to ja się z
nim przeliżę pierwsza. Gdybym wiedziała, zrobiłabym to dzisiaj na
strychu. Teraz jednak nie będę miała wobec niego hamulców. Muszę
tylko znaleźć sposób żeby się wkręcić na tę ich osiemnastkę.
- W
ogóle, poznałam ostatnio geja – powiedziałam, żeby zmienić
temat – miał takie dziwne imię.
- Ale
i tak mówią na niego Adam – odpowiedziała spokojnie Wercia –
poza tym on jest tylko bi.
- Nie
chodzi o niego. Ale dzięki za info.
- Aha,
czyli Nikodem. Imię rzadkie, ale podoba mi się.
- To
on też? A zresztą nieważne. Chodziło mi o takiego Tymoteusza.
- Też
fajne imię. Swoją drogą, z tego Adama też fajna dupeczka, prawda?
- Prawda,
prawda – odpowiedziałam bez przekonania – ale zajęta, tak?
- Nie,
raczej nie. Oni z Nikosiem się kumplują tylko. Chociaż nie
wykluczam że kiedyś mogło do czegoś między nimi dojść. Ale
Adaś ogólnie z wieloma dziewczynami kręcił. Z Żanetą, z Hanią,
nawet z Klaudią...
- Spoko
– odparłam.
- Co
robisz jutro?
- Jeszcze
nie wiem, a ty? - zapytałam, choć po chwili przypomniałam sobie,
że „liże” się z moim lubym!.
- Idę
na osiemnastkę. Chcesz iść ze mną jako osoba towarzysząca?
O dziwo
bez najmniejszego wysiłku z mojej strony udało mi się na tę
imprezę wkręcić. I to za pośrednictwem bezpośredniego wroga.
Tak, wroga, bo tak ją jutro wieczorem będę traktować,
przynajmniej dopóki nie dopnę swego.
- Jasne
– odpowiedziałam – a to tak można wziąć osobę tej samej
płci?
- Dziewczynom
można. Bo na chłopaków to by krzywo patrzyli, a dziewczynom wolno
więcej w tych sprawach. Nieprawdaż? - spytała i pogładziła mnie
po policzku, co wprawiło mój brzuch a przede wszystkim podbrzusze w
dziwny stan.
I tak
dotarliśmy do galerii, w której dołączyła do nas jakaś dziwna
para (Daniel i Patrycja). Odebraliśmy bilety i poszliśmy do
supermarketu się zaopatrzyć w alko. Jako że jednak było nas
sześcioro a nie czworo, to oprócz pół litra czystej, kupiliśmy
też smakową. Ponadto każdy wziął sobie po browarze. Z tym
towarem w torbie ruszyliśmy w stronę sali kinowej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz